poniedziałek, 24 lutego 2014

9. Teoretycznie zwykła historia



W końcu nadszedł oczekiwany przez wszystkich piątek, przez niektórych znany jako dzień zbawienia. W piątkowe wieczory można było zrobić tyle rzeczy, że praktycznie nie robiło się niczego. Jednak dla Moora piątek nie oznaczał niczego konkretnego. Jego zdołowanie osiągnęło poziom ostateczny, a marzenia nie wybiegały dalej niż poza jego własne łóżko. Tęsknił za czasami, kiedy jeszcze w jego życiu nie było całej tej zgrai dziwnych i całkowicie niepotrzebnym ludzi. Zastanawiał się nawet czy przez te wszystkie wydarzenia bardziej nie lubił ich, czy siebie. Jego nieporadność przekroczyła wszelkie możliwe granice. A co jeśli Maya miała rację i on faktycznie pragnął tego dziwnego oraz zakazanego dotyku? Myśli takie jak te, Joe odpędzał od siebie z prędkością światła. Bo kto to widział, by myśleć o tych dwóch rekinach w intymnych kategoriach? Moor miał nadzieję, że po tych okropnych dniach, niedługo znów nad jego głową zaświeci piękne, okrągłe słońce. Jednak gdyby tylko wiedział, że żeńskie grono właśnie obrało sobie jego osobę, jako źródło głównego i niewyczerpanego tematu, od razu zmienił by zdanie. Ciepłe i słoneczne dni jeszcze długo nie nadejdą. Choć oczywiście niczego złego naszym drogim bohaterkom nie można było zarzucić. Maya, która uważała się nieco winna za problemy jakie spotkały Joe’go, stwierdziła, że jest mu winna pomoc. Sama oczywiście niewiele by zdziałała. Ale miała po swojej stronie Lucy, a za Lu szła oczywiście Amelia. W końcu stanęło na tym, że panie wybrały się do wspaniałego domostwa Millerów. Drzwi otworzył Benjamin, który wyglądał jakby nie przespał co najmniej trzech dni i właściwie niewiele odbiegało to od prawdy. Lucy do takiego widoku był już przyzwyczajona. Jednak Maya nie była przygotowana na to, że ujrzy Millera w samych slipach wyglądającego jeszcze groźniej niż zazwyczaj.

- Sabat? – spytał kpiącym tonem i niedbałym ruchem ręki zaprosił dziewczyny do środka.

- Gdzie Amelia? – spytała Lu ignorując zaczepny ton kolegi.

- Odprawia jakieś czary w łazience, choć wątpię by nawet czarna magia dała radę coś z nią zrobić – powiedział to na tyle głośno, by mieć pewność, że siostra usłyszy każde słowo. Nie miał zamiaru być miły, szczególnie po tym, jak rano (to jest o 16) kazała mu się w końcu ruszyć z łóżka. Benjamin powinien być już ubrany, piękny i pachnący, jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem.

- Wszystko słyszę! – odkrzyknęła dziewczyna z łazienki.

- I bardzo dobrze – wymruczał pod nosem, po czym przeniósł spojrzenie na gości. – A gdzie zgubiłyście jeszcze jedną koleżankę? – Cóż, nie trzeba było się zbyt intensywnie namyślać, by mieć świadomość tego, że Millerowi wcale o kobietkę nie chodziło.

- Musiałybyśmy go tutaj pewnie przytargać w kaftanie, a i tak nie miałybyśmy pewności czy by się nam nie wyrwał. Tak ty i Jamie pokolorowaliście mu ostatnio życie. – Wood specjalnie zaakcentowała imię Eliota, chciała sprawdzić czy Benjamin będzie w stanie wyłapać tę drobną sugestię. I owszem, nie zawiodła się.

- Mnie to jeszcze rozumiem ale czym zasłużył sobie Jamie?

- A, dużo by gadać – skwitowała niedbale i ruszyła w kierunku pokoju Amelii. Jednak Miller nie zamierzał odpuścić tak łatwo. Złapał Cooper z nadgarstek i przyciągnął do siebie. Miał zamiar użyć jej jako karty przetargowej w rozmowie z Lu. Doskonale ją znał i wiedział, że bez tego się nie obejdzie. Maya natomiast przyciśnięta do prawie nagiego mężczyzny wydobyła ze swojego gardła coś, co nawet nie zasługiwało na miano piśnięcia, jednak ten drobny dźwięk od razy odwrócił Lu w odpowiednią stronę. Groźne spojrzenie kobiety wbiło się w rozbawioną twarz Benjamina. Mężczyzna wiedział, że miał ją w garści.

- Mów co wiesz albo zabiorę dziewczynę do siebie i obiecuję, ze po wyjściu z mojego pokoju nie będzie już taka niewinna. – By potwierdzić swoje słowa, Miller delikatnie przejechał palcem po bladej szyi dziewczyny. Mord w oczach Lucy był tak widoczny, że Benjamin przez chwilę zawahał się, czy aby na pewno słusznie postąpił. Nie było jednak już wyjścia. Decyzja została podjęta i musiał się jej trzymać.

- Obedrę cię ze skóry. – Razem z Millerem przestraszyła się i Maya. Jeszcze nie słyszała tak zdenerwowanej kobiety. Jednak całą sytuacją uratowała Amelia. Nikt bowiem nie zauważył, jak wyszła z łazienki. Kobieta szybko podeszła do brata i złapała go za ucho sprowadzając jego głowę prawie do parteru. W tym czasie Maya zdążył się wyrwać i pobiec prosto w stronę Lucy. Teraz doskonale zdawała sobie sprawę z tego, czemu Joe tak bardzo nie chciał mieć z nim styczności. On zdecydowanie był nieobliczalny.

- Czyś ty do reszty zdurniał?! – Amelia wrzasnęła tak głośno, że z pewnością usłyszeli ją nawet sąsiedzi, poniekąd już do takich dźwięków przyzwyczajeni.

- Przecież niczego nie zrobiłem! – Bronił się jak mógł, jednak wiedział, że jeśli Lucy także ruszy do ataku, to przegra tę bitwę z kretesem.

- Przestraszyłeś tę biedną dziewczynę i do tego jeszcze sprowokowałeś Lu. Myślisz, że kto by tu później sprzątał ten bałagan, co? – Amelia puściła ucho brata i spojrzała na niego groźnie. Mężczyzna od razu złapał się za bolące miejsce. Skąd ona miała tyle siły? Tej zagadki chyba nigdy nie będzie w stanie rozwiązać.

- Już nie będę… – powiedział skruszonym głosem. – A jej koleżankę mogę straszyć? – dodał bezczelnie, mając na myśli Joe’go. Panna Miller prawie się zagotowała słysząc słowa brata. Już chciała go wychowawczo uderzyć w głowę, jednak on to przewidział. Zwinnym ruchem uchylił się od nadciągającego ciosu i szybko ewakuował się do swojego pokoju, zamykając drzwi na klucz. Amelia jednak była tak zdenerwowana, że byłaby w stanie ów drzwi podpalić, byleby tylko dobrać się do brata. Jednak wystraszone oczy Cooper, wróciły jej w miarę racjonalne myślenie. Wiedziała, że jeśli dziewczyna się szybko nie przyzwyczai, to tak jak Joe, będzie ich unikać jak ognia. Tego Lu raczej by jej nie wybaczyła, dlatego  też spokojnym ruchem zaprosiła dziewczyny do swojego pokoju.

- Ale serio dzieciaki, co z wami jest nie tak? Zamiast się bronić stoicie jak kołki. Joe zareagował dokładnie tak samo, kiedy Benjamin na niego napadł. – Amelia wbiła czujne spojrzenie w Cooper, oczekując odpowiedzi. Lucy też wyglądała jakby strasznie ją to zastanawiało. Pod takim obciążeniem Maya musiała powiedzieć cokolwiek.

- Strach, tak myślę… - wybełkotała pod nosem.

- Tu się nie ma co bać, tu trzeba walczyć. Mój brat wciągnąłby cię do tego pokoju, to nie są żarty – powiedziała ostrzegawczo Miller.

- On naprawdę taki jest czy tylko się zgrywa? – spytała ruda dziewczyna. Dalej nie była w stanie sobie wyobrazić, by ktoś mógł się tak bezczelnie zachowywać nawet w stosunku do swoich znajomych.

- Naprawdę – odpowiedziały jej chórem dziewczyny, a Maya automatycznie pobladła jeszcze bardziej.

- Ale jak raz czy dwa oklepiesz mu tę buźkę, to się odczepi – dodała na pociesznie Amelia.

- Właśnie, nie może wyczuć, że się boisz – podłapała Lucy widząc, że jej ukochana dalej siedziała cała spięta i zdenerwowana. Maya wypuściła ciężko powietrze i uśmiechnęła się słabo. Coraz bardziej było jej szkoda Moora.

- No, ale nie o tym miałyśmy gadać – odezwała się ochoczo Amelia i popatrzyła na swoich gości.

- Masz jakiś plan? – spytała podejrzliwe Lucy widząc entuzjazm swojej przyjaciółki. Jednak jej odpowiedź nie była do końca taka, jaka miała być.

- Nie, Joe ma przerąbane i nie mam pojęcia co z tym zrobić. To znaczy, oni nie dadzą się unikać, więc to nie wchodzi nawet w grę. Poza tym, on jest trochę… nieporadny, żeby nie powiedzieć gorzej. Maya ty się orientujesz mniej więcej, na co on pozwolił Eliotowi?

- Długo nie mogłam z niego tego wyciągnąć… - zaczęła cicho, jednak uśmiech Amelii dodał jej trochę odwagi. Kobieta nie była wcale taka straszna, kiedy nie krzyczała, ani nikogo nie biła.

- Powiedział, że Jamie wszedł do niego, jak do siebie , zrobił mu zdjęcie w szlafroku i poszedł do jego pokoju. Później… - Cooper zawahał się przez chwilę, obiecał, że nikomu o tym nie powie. Jednak to było dla jego dobra, prawda?

- Śmiało – ponagliła ją Lucy i wykonała zachęcający ruch dłonią. Cóż, Maya nie miała już wyjścia, musiała dokończyć historię. Jej głos przestał być już nawet  tak cichy, jak był na początku.

- No później, to on wszedł do jego pokoju i rozsiadł się wygodnie na jego łóżku. Tutaj Joe zaczął coś niewyraźnie bełkotać, ale z tego co zrozumiałam, to Jamie go na to łóżko pociągnął za sobą i nie chciał puścić. Jeszcze było coś o tym, że znalazł się nad nim i chyba przejechał dłonią po jego szyi…

- W tym momencie opowieść dziewczyny przerwały otwierające się z hukiem drzwi.

- Że niby co ten diabeł mu zrobił?! – W oczach Benjamina można było dostrzec wyraźną chęć mordu. Jego sylwetka natomiast, była wyprostowana a pięści zaciśnięte, wszystko to świadczyło o tym, że Miller za chwilę pójdzie komuś przyłożyć. Tu jednak pojawia się pytanie, w którym kierunku się uda?

- Podsłuchiwałeś?! – Po raz kolejny tego dnia głos Amelii zahuczał w mieszkaniu, jednak kobieta nie doczekała się odpowiedzi na pytanie. Benjamin wybiegł z domu tak szybko, że kobiety nie zdążyły zareagować. Jakby tego było mało, ruda dziewczyna także zaczęła panikować. Los zdecydowanie nie był po ich stronie.

- Joe mnie zabije – wyjęczała Cooper. – Obiecałam mu, że nikomu o tym nie powiem!

- Spokojnie. – Lucy przyciągnęła ją do siebie. – Istnieje szansa, że pobiegł bić Eliota, a nie Joe’go.

- Nie jest dobrze… Najlepiej będzie jak zadzwonisz do Moora i powiesz, że najbezpieczniej będzie, jak przez weekend w ogóle nie będzie wychodził z domu. Możesz nawet dodać, żeby nikomu nie otwierał drzwi, nawet listonoszowi… - Maya z drżącymi dłońmi wybrała numer do przyjaciela. Rozmowa nie trwała za długo, Joe nie odezwał się ani słowem. Dopiero gdy był pewien, że jego przyjaciółka skończyła opowiadać mu całą historię, po prostu się rozłączył. Ta cisza zasmuciła dziewczynę jeszcze bardziej. Już wolałaby miliony wyzwisk kierowanych pod swoim adresem. Maya rozpłakała się, kobiety jeszcze przez długi okres czasu nie mogły jej uspokoić.

6 komentarzy:

  1. Oooooooj, się porobiło.... Dobrze, dobrze, niech Ben zleje porządnie Jamiego, wolę pairing BenxMoore niż JamiexMoore....
    Heheheh, uwielbiam, kiedy seme są zazdrosne o uke <3
    Biedna Maya, owieczka wśród wilków, ale Lucy jest po jej stronie....
    Potrzebuję więcej i czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to słodkie, jak się Ben zdenerwował, gdy usłyszał co zrobił Jamie :D Jak zazdrosny chłopak :D Chociaż nadal kibicuję Eliotowi, to takie "bitwy" o Joe'ego pomiędzy nim a Millerem uważam za niezwykle cudowne ^^. Ale Joe jest szczęściarzem (mimo wszystko), że tacy świetni faceci się nim zainteresowali. Ja bym nie narzekała, nie wiem jak on tak może xd Pewnie obedrze Mayę ze skóry za to, że się wygadała. Ale to dobrze, będzie więcej dynamiki i kłótni, co uwielbiam :3 Zachowanie Lucy wobec rudej jest takie urocze, taka jest opiekuńcza. Chociaż według mnie Maya jest wciąż zbyt niewinnie-słodka, by mogła być moją ulubioną bohaterką, to Lucy jest super :D

    Pozdrawiam,
    Apocalypse

    PS Ugięłam się pod groźbą i dodałam kolejny rozdział :(
    just-existence.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    hahah fenomenalny rozdział.... Benjamin podsłuchuje, no nie tak nieładnie z jego strony, chociaż robił to aby dowiedzieć się czegoś o Joe... rewelacyjnie zareagowął na wzmiankę o Joe i Eliocie... ciekawe gdzie poleciał, czy do Eliota, czy do Joe....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko super ale fabuła to się za daleko w rozdziałach nie posuwa (nie mówię tu o wszystkich) ale chodzi o niektóre jak np ten .... jakbyś kończyła w połowie pisania rozdziału i takie niedokończone wrzucała...

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedactwo z Joe, nie może wyjść z domciu bo jak nie jeden to drugi go atakuje. No ale może Joe pokaże pazurki i ustawi tą dwójką do pionu. Albo na odwrót XD
    Wenusi życzę

    OdpowiedzUsuń
  6. Yaaay! będzie bójka ^.^ Om, nom, nom, nom :D Fajnie :) Chociaż... może pobiegł do Joe'go... ^^ Ogółem - coraz ciekawiej :) Scena z szarpaniem za ucho i podsłuchiwaniem rozwalająca :) Głupio nieco Benjamin zrobił, napadając Mayę, zwłaszcza z dwoma innymi laskami w mieszkaniu... Było pewne, że on z tego wyjdzie poszkodowany :D Joe'mu współczuję, choć w sumie czekam, aż nabierze nieco odwagi i się im postawi, nie dając robić ze sobą tego, co tylko zechcą :S pozdrawiam, buźka :*

    OdpowiedzUsuń