poniedziałek, 3 lutego 2014

6. Teoretycznie zwykła historia



Uczucie dyskomfortu powróciło wraz z horrorową muzyką. Nie wiedział, czemu reżyserzy tak uwielbiali się znęcać nad widzami. Kiedy na ekran wyskoczyła czyjaś krzywa twarz, Joe prawie zniósł jako ze strachu. Jego nerwowy odruch nie umknął Benjaminowi, który zamiast oglądać film oglądał reakcje wystraszonego Moora. Jak dla niego było to znacznie ciekawsze od jakiegoś dziwacznego horroru. Jedyna rzecz, która potrafiła go wystraszyć, to humory jego siostry. Jakiś słaby film nie umywał się do tego, co potrafiła wyczyniać jego ukochana Amelia. Lekko znudzony Miller wpadł na wspaniały pomysł urozmaicenia sobie seansu. Widząc, jak Moor jest skupiony na tym, by przypadkiem nie krzyknąć, zbliżył się do niego i dmuchnął go w ucho. Oczywiście, tak jak się tego spodziewał, reakcja młodszego chłopaka w ogóle go nie zawiodła. Joe podskoczył tak wysoko na krześle, że prawdopodobnie na parę sekund zasłonił ekran siedzącym za nim osobom. Pozostała czwórka znajomych, popatrzyła w stronę Joe’ego pytająco. Oczywiście nie musieli się zastanawiać za długo, widząc duszącego się ze śmiechu Benjamina, odpowiedź nasunęła się sama. Amelia popatrzyła krzywo na brata w myślach układając plan jego egzekucji. Jamie natomiast widząc, że dusza już prawie opuściła ciało Moora przyciągnął go do siebie i oplótł go delikatnie swoim ramieniem. Miller przestał się śmiać w tej samej sekundzie, w której zauważył odważny akt swojego przyjaciela. Natomiast zadowolony Eliot popatrzył na niego z tryumfem. Joe przez resztę filmu siedział przyczepiony do mężczyzny niczym do zbawiciela.

Gdy światła znów powróciły na salę kinową, Moor z niemałym zażenowaniem puścił się Jamie’go i poszedł w bezpiecznym kierunku, czyli do dziewczyn. Zauważył, że jeśli będzie trzymał się blisko Amelii, to szkody jakie wyrządzi mu Benjamin, będą znacząco mniejsze. Poza tym, dwójka tych mężczyzn wydzielała tak dziwne feromony, że nie mógł spokojnie myśleć w ich towarzystwie. Gdy wychodzili z kina, Joe zauważył, jak Miller wziął Jamie’go na stronę by o czymś z nim porozmawiać. Nie umknęło to oczywiście loży plotkującej.

- Co on od niego chce? – spytała zaciekawiona Lucy patrząc, na gotową do akcji Amelię. Kobieta doskonale wiedziała, że jeden jaki i drugi, gotowi są skoczyć sobie do gardeł, pomimo braterskiej miłości, która ich łączyła.

- Cóż, jak na razie mogę się tylko domyślać – odpowiedziała Miller nie spuszczając czujnego oka ze swojego brata.

- Domyślać czego? – Tym razem niepewnie zagaiła Maya. Czuła się jeszcze nieswojo przy pewnej siebie i nieco agresywnej Amelii. Jednak Lucy uspokajała już ją, że do tego mimo wszystko, da się przyzwyczaić. Przeważnie ofiarami natarć panny Miller nie były kobiety.

- Sama nie jestem do końca przekonana… Joe, mój brat chyba w jakiś szurnięty sposób jest tobą zainteresowany, jednak zanosi się na to, że nie tylko on. – Moor wbił przerażone spojrzenie w siostrę Benjamina i z trudem wykrztusił z siebie:

- Co to znaczy, że jest zainteresowany? – Jego głos był nadzwyczaj piskliwy, co sprawiło, że zmieszał się jeszcze bardziej. Och, nie miał zamiaru przechodzić na drugi koniec tęczy. Ze swoim hetero sobą czuł się nadzwyczaj dobrze.

- Cóż, będziesz musiał znosić jego niekonwencjonalne zaloty. Powiem ci, że jeśli o to chodzi, to jest delikatny jak pawian, co już zresztą zauważyłeś. Wytrzymaj. – Amelia poklepała go na pocieszenie w ramię i zamilkła widzą, że mężczyźni postanowili wrócić z pogawędki. Joe usilnie starał się omijać nachalne spojrzenia Millera oraz Eliota.

- To może jakieś piwko? – spytała Lucy cała promieniejąc.

- Alkoholiczka. A maluchy nie mają jutro szkoły? – spytał Benjamin udając troskę.

- Mają, dlatego ja bym chciał już wrócić do domu – wyburczał Moor starając się nie nawiązać kontaktu wzrokowego z żadną z osób.

- Joe ma rację, ja też będę już wracać – odezwała się Maya czując, że złość Moora z pewnością ją jutro dosięgnie. Jednak niczego nie żałowała, wiedziała, że chłopak chwilę pobuczy i znów jej wybaczy. Zawsze tak było. 

- To kto kogo odprowadza? Przecież nie puścimy ich samych – przemówiła głosem rozsądku Amelia i popatrzyła na zebranych. Na odpowiedź nie musiała długo czekać.

- Ja i Eliot mieszkamy mniej więcej w tym samym kierunku, co Maya, więc z nią pójdziemy. A Joe jest wasz. – Lucy wskazała palcem na zrozpaczonego Moora, który słysząc, że został zmuszony do spaceru z piekielnym rodzeństwem, o mało nie zemdlał.

- Dobra, więc od zobaczenia prawdopodobnie w weekend – powiedziała Amelia i pociągnęła za sobą dwójkę swoich towarzyszy. Przez pewien czas żadne z nich nie wydało z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Panna Miller zajęta była gorącym pisaniem wiadomości na swoim telefonie, Benjamin natomiast szedł obok siostry i starał się zaglądnąć do jej telefonu. Moor szedł dwa kroki za nimi, nie przejmując się tym, że ludzie, którzy go odprowadzali nie mieli najmniejszego pojęcia, gdzie on mieszka. Sytuacja była ciężka i przytłaczająca prawdopodobnie tylko dla niego.

- Bierz ten ciekawski łeb! – wrzasnęła Amelia ręką odpychając bezczelnego natręta. Miller skrzywił się nieznacznie czując na czole zimną dłoń siostry.

- Znowu gadasz z tym frajerem?

- Jedynym frajerem, z którym teraz gadam jesteś ty – odfuknęła niezadowolona i odsunęła się od brata. Większość czasu miała go serdecznie dość, choć i tak nie wyobrażała sobie życia bez wydzierania się na niego. Doskonale nadawał się do wyładowywania emocji. Benjamin natomiast wiedząc, z kim obecnie pisała jego siostra nachmurzył się jeszcze bardziej. Nienawidził tego mężczyzny z całego serca i gdyby mógł z pewnością zakopałby go żywcem w jakimś lesie, po czym na wszelki wypadek postawiłby w tym miejscu domek, by mieć pewność, że tego barana nikt nie znajdzie. Amelia z upartością godnej oślicy wracała do swojego ukochanego średnio dwa razy w miesiącu. Ich rozstania były głośne i brutalne. Benjamin zawsze wtedy miał nadzieję, że głupia siostra raz na zawsze da sobie spokój Carterem, niestety ten chory związek trwał już od dwóch lat i za nic nie chciał się skończyć. Pogrążony w myślach Miller nie zauważył pewnego małego szczegółu, który właśnie postanowił zniknąć z pola widzenia. Pozostawiony samemu sobie Joe skręcił w jedną z ulic. Nie miał zamiaru iść z nimi nie wiadomo dokąd, bo w przeciwieństwie do tej dwójki wiedział, gdzie mieszka. Poza tym, żadne z nich nie raczyło nawet spytać, w jakim kierunku powinni się udać, być odstawić go do domu. Także wiedząc, że widmo jakiejkolwiek rozmowy zeszło już z jego pleców, poczuł się o wiele swobodniej. Jego krok stał się nawet bardziej sprężysty niż zazwyczaj. Wtem, by zmącić spokój jego ducha, rozbrzmiał telefon. Joe popatrzył z niesmakiem na ekran i przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz. Dzwoniącego numeru nie znał, a co za tym idzie, nie musiał go wcale odbierać. Z resztą, pewnie nawet jakby wiedział, kto dzwoni i tak nic by sobie z tego nie zrobił. Niewzruszony szedł dalej i na wszelki wypadek wyciszył dzwonki. Kiedy jego oczom ukazała się znajoma okolica, na jego twarz wszedł mały uśmiech. W końcu mógł być w domu, sam. Wtedy ni stąd ni zowąd poczuł na swoim ramieniu zakleszczające się palce, a jego ciało z pełnym impetem walnęło o mur, który ogradzał jego dom. Moor przez chwilę zapomniał jak się oddycha. Jednak kiedy jego ciało nieco się uspokoiło, a mózg zaczął zajmować się także innymi procesami, nie tylko sprawnym oddychaniem, jego oczom ukazał się znajomy demon.
- Broń się – rzucił chłodno Benjamin i zaczął dosłownie molestować chłopaka pod jego własnym domem. Joe poczuł zimną rękę Millera pod swoją bluzką i o mało nie zaskowyczał z przerażenia. Jego ciało zaczęło się trząść, a on nie wiedział jak sobie z tym poradzić. Nie chciał krzyczeć, by nie powyciągać z domu sąsiadów, jego swoboda zostałaby wtedy przez ojca bardzo okrojona. Dlatego też, zdany na własną siłę, szarpną się lekko i niepewnie, zastanawiając się czy to wszystko nie jest jakimś dziwnym żartem. Benjamin widząc tak niemrawą wolę walki puścił chłopaka i prychnął. Naprawdę nie wiedział, co ten chłopak miła w głowie. Czyżby wstydził się walczyć nawet o samego siebie?  To już przechodziło wszelkie granice nieśmiałości, jakie do tej pory poznał Benjamin.

- Jesteś upośledzony? – Miller wyraźnie kpił z młodszego chłopaka.

- Co? – spytał, lekko nie dowierzając w to co usłyszał. Z tym facetem było cholernie coś nie tak i Joe nie miał najmniejszego zamiaru tego sprawdzać.

- Słyszałeś. Skoro nie upośledzony, to najzwyczajniej w świecie głupi – skwitował dumnie i podniósł siedzącego jeszcze na chodniku Moora.

- Ty natomiast, najzwyczajniej w świecie jesteś mendą – odparł naburmuszony i strzepnął niewidoczny kurz z ubrań. Już dawno nie czuła takiego upokorzenia.

- Ja jestem mendą? To nie ja się nagle urwałem, tylko ty.

- Och, tylko nie mów, że się przejąłeś moim zniknięciem. – Tym razem to słowa Moora ociekały jadem i ironią. Naprawdę nie mógł zrozumieć, czemu Benjamin tak bardzo postanowił uprzykrzyć mu jego nudne i w miarę poukładane życie. Słowa Amelii o „pawianich” zalotach już dawno wyparł z pamięci. Jedne drugiego uważał za dziwaka i za nic w świecie nie chciał się ze swoich wyobrażeń wycofać.

- Też coś – odparł tak samo kpiąco. – Jednak gdyby twojej upośledzonej dupie coś się stało, to oczywiście cała wina spadałby na eskortę mości księcia.

- Poradziłbym sobie! – Joe był już bardziej niż zdenerwowany.

- No, wiedziałem jak sobie radzisz.

- Wziąłeś mnie z zaskoczenia, to dlatego… - odpowiedział już nieco mniej pewnie, zdając sobie sprawę z tego, że ów argument wcale argumentem nie był.

- No pewnie, bo potencjalny napastnik spytałby cię o zgodę. Naprawdę głupi jesteś… - Moor miał ochotę walnąć Millera w twarz, jednak jego płochliwa natura wzięła górę i skończyło się na krótkim:

- Idę do domu. – Joe ominął szerokim łukiem Benjamina, by ten nie mógł go ze zbyt wielką łatwością złapać.

- A zaprosisz mnie na herbatę? – Usłyszała za swoimi plecami zawadiacki głos Millera i o mało nie spłonął ze zdenerwowania. Benjamin sztukę wyprowadzania z równowagi opanował do perfekcji. Jednak Joe przypominając sobie, że miał dzisiaj chodzić w zbroi cierpliwości nie odpowiedział niczego i zniknął za drzwiami swojego domu.
Amelia natomiast, która od samego początku przyglądała się całej sytuacji, pokręciła głową z niedowierzaniem.

- No co? – spytał beztrosko Benjamin, całkowicie z siebie zadowolony.

- Miałeś go lekko przestraszyć, a nie wprowadzić w stan natychmiastowej agonii…

- Należało mu się. – Uśmiech ani na chwilę nie zszedł z jego twarzy. - Zadzwoń do Lucy i powiedz, że już bezpiecznie siedzi w domu.

- Już to zrobiłam, nie jestem aż tak bardzo niedomyślna jak ty. – Benjamin postanowił nie odpowiadać na zaczepkę siostry i tak w końcowym rozrachunku, ta batalia skończyła by się gorzej dla niego.

7 komentarzy:

  1. Maaało miiii... XD Czuję niedosyt, serio... No, ale ogłem, parcik niezły. Jak wiadomo, kto się czubi, ten się lubi i tak też uważam. A więc to, że Benji i Moony się spikną aż wisi w powietrzu i czeka na odpowiedni moment i zgodę autorki ^^ Dzięki Ci, piękna, za tych wariatów, są słodcy :D Czekam na nexcika :) Pozdrawiam serdecznie, buźka! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. I want Moor! xD
    Nie, serio, potrzebuję więcej twojego opowiadania, jest takie świetne i wciągające, Ben i Joe tak bardzo słodcy, a Eliot niech się odwali od kanonu ;w;
    Biedny Joe, jego heteroseksualność (jego CO?) została naruszona i niedługo będzie chodzić w barwach tęczy razem z Benem xD
    Czekam na więcej Bena molestującego Joe i oby tak dalej <3

    P.S.: Na moim blogu nowy rozdział~~

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    bardzo świetny rozdział... och Benjamin tak bardzo straszy Joe... ale Eliot jest tuż obok i go zgarnął w swe ramiona ;] co się za bardzo Benjaminowi nie spodobało... ciekawe o czym później rozmawiali, czyżby Miller kazał przyjacielowi się trzymać z daleka od Joe.... tak, tak nie ma to jak odprowadzanie, ale nie wiadomo w którym kierunku iść... to byo okrutne, tak go nastraszyć...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem zawiedziona, że scena w kinie była tak mało opisana :( Moje wewnętrzne pragnienie, by coś się tam wydarzyło więcej zostało zmiażdżone już w drugim akapicie. Co jednak nie umniejsza zadowolenia z kolejnego rozdziału. Moment, w którym Ben "zaatakował" Joe'ego był przekomiczny i przeuroczy. Oby takich więcej (moje alter ego krzyczy "więcej molestowania, więcej gwałtów, więcej dręczenia!" ale próbuję je uciszać).
    Dużo weny!

    Apocalypse
    http://just-existence.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super, naprawdę ;D
    i podoba mi się określenie piekielne rodzeństwo ;D
    A tak swoją drogą wybrałam sobie ulubioną postać, Benjamin !
    Jest genialny , a zwłaszcza jak wystraszył biednego Joe'go.
    Czytając ten rozdział przez cały czas się uśmiechałam ;) Szkoda tylko, że skończył się tak wcześnie. Pisz szybko !
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże te rozdziały są zdecydowanie za krótkie! Proszę żeby następny był dłuższy, bo to jest zbyt dobre. Wchodzę zaczynam czytać, a tu nagle koniec i zostają 4 fazy - niedowierzanie, płacz, względna akceptacja i oczekiwanie na next.

    Mi się wydaje, że Joe nie wyrywał się tak mocno Benowi, bo po prostu to był BEN i wiedział, że ten nic mu nie zrobi albo podświadomie nie chciał się wyrwać xd Ja tam bym się cieszyła z takiego obrotu wydarzeń. Najbardziej znienawidzona postać - Jamie Eliot... no nie trawię gościa xd Ben ma trudny orzech do zgryzienia. Niby Joe odszczekiwał się ale potem zrobił się z niego totalny placek i nawet nie umiał się bronić chcę strasznie zobaczyć jak Benjamin wyciągnie z niego napalonego homo, który będzie głośno krzyczał xd I pewnie skoro z Benjamina taki sadysta to penie zostawi go napalonego i nie zrobi nic do póki Joe nie pokona nieśmiałości i nie powie co chce dostać co dla heteryka jet ogólnie trudne xd

    Się rozpisałam xd Większość to i tak moje fantazję... Tak bardzo chcę zobaczyć jak to rozwiniesz!!!

    Kocham Cię i to opowiadanie! Prosszzę o dłuższy rozdział ;) Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sesja, rozumiem choć jeszcze nie z własnego doświadczenia (na szczęście :D)... A zapamiętam to sobie - na nic się nie nastawiać, bo można przeżyć głębokie rozczarowanie! Chociaż tej sceny nadal Ci nie wybaczyłam xd
    Po prostu muszę to napisać: Jak zrobisz coś Benjaminowi to będę bardzo, bardzo zła :( i smutna. I rozżalona. I w sumie nie wiem jaka. Ale nie będzie miło! Tak mnie zaciekawiłaś tą wiadomością, że po prostu teraz dwukrotnie bardziej nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. (Ale jeśli masz na myśli to, że pojawi się w nim... więcej Eliota to ja jestem ukontentowana tak czy owak, bo uwielbiam go, może nawet bardziej niż Bena ^^)
    Weny, weny, weny i jeszcze raz weny! No i jeszcze trochę czasu by się przydało, więc również i czasu!

    Aww, z niecierpliwością,
    Apocalypse
    http://just-existence.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń