poniedziałek, 11 sierpnia 2014

20. Teoretycznie zwykła historia

W umówionym miejscu jako pierwsi znaleźli się Jamie, Zeno oraz Lucy. Mężczyźni zgodzili się pomóc dziewczynie przy organizacji tego małego przedsięwzięcia tylko dlatego, że byli już nadzwyczaj znudzeni. Wood dyrygowała nimi jak chciała, co na początku nie przypadło do gustu biednemu Zeno. Jednak po paru mocniejszych „przyjacielskich” kuksańcach od kobiety, wykonywał wszystkie jej polecenia bez marudzenia, a jeśli nawet zdarzyło mu rzucić kilka kąśliwych uwag, to tylko pod nosem.
Ognisko organizowane było na obrzeżach miasta w czymś na podobieństwo lasu. Cóż, miejsce było zbyt zapuszczone i zarośnięte by nazwać to lasem, a od czasu do czasu można było spotkać tam jakiegoś małego, futrzanego mieszkańca. Lucy z uśmiechem na ustach rozkładała koce, kiedy mężczyźni zajęli się znoszeniem gałęzi. Gdy wszystko było już gotowe, a po lesie dalej nie roznosiły się kroki zbliżających się ludzi, Wood zdecydowała, że to najlepsza pora do małych plotek. Rozsiadła się wygodnie na kocu i poklepała miejsce obok siebie jednocześnie patrząc na Eliota. Mężczyzna posłusznie usiadł obok niej i z uśmiechem na ustach spytał:

- Jakie masz dla mnie nowiny? – Zeno w tym czasie rzucał Lucy nienawistne spojrzenia i wyciągał drobne gałązki z włosów. Był mieszczuchem i łażenie po chaszczach w ogóle nie leżało w jego naturze. 

- Gdy dzwoniłam dzisiaj do Benjamina okazało się, że był u Joe’go i brzmiał tak jakby właśnie w jego ręce wpadła długo oczekiwana zabawka… - Lucy mówiła wszystko z uśmiechem na ustach. Natomiast Eliot wyglądał jakby dostał właśnie czymś ciężkim w głowę. Słowa te na pewno nie były czymś, co chciał usłyszeć i to właśnie teraz.

- Więc na pewno już się nim pobawił, nawet jeśli zabawka nie chciała – skwitował jej słowa dosyć zimny tonem głosu. W tym momencie nawet kobieta przestała się tak promieniście uśmiechać. Nie chciała jednak wierzyć w to, że Miller mógłby skrzywdzić chłopaka. Chociaż znając jego wcześniejsze występki…

- Nie żartuj, przecież na pewno nic…

- Nic mu nie zrobił? – przerwał jej z kpiną Jamie. – Z pewnością wziął to na co miał ochotę, a wszyscy doskonale wiemy, co najbardziej lubi. Jeśli Joe się dzisiaj tutaj w ogóle pokaże, to idę o zakład, że jego oczy będą spuchnięte od płaczu, a ruchy niezgrabne od kutasa Benjamina. – Zeno słysząc ostatnie zdanie prychnął kpiąco czym sprowadził na siebie spojrzenia rozmawiającej dwójki.

- No co? Mógł zostać wtedy z tobą, jeśli liczył na szczęśliwsze zakończenie. Poza tym Benji się chyba do niego nie włamał, co nie? Dzieciak wpuścił go, to niech teraz ponosi tego konsekwencje. Rozczulacie się nad nim jak nad kwilącym szczeniakiem, a prawda jest taka, że to mały szczyl, który prędzej czy później odda się każdemu, kto go mocniej przyciśnie do ściany. Jednym słowem Ben i szczeniak są siebie warci. – Po wypowiedzi Blake’a nastała chwila ciszy. Jamie chciał coś powiedzieć, jednak pierwsza wystartowała Lucy, jak można się domyślić, nie męczyła się tym, by wypowiedź była dyplomatyczna.

- I powiedziała to kurwa, która puszcza się z każdym wszędzie. – Siedzący obok Eliot o tworzył usta ze zdumienia. Zdawał sobie sprawę z tego, że Wood nie ma zbyt przychylnego zdania o Zeno, nie sądził jednak, że kobieta będzie w stanie wyrazić swoją opinię tak dosłownie. Pozwolił sobie jeszcze nie interweniować, choć wiedział, że ta dwójka za chwilę rzuci sobie do gardeł.

- Powiedziała kobieta, która pewnego pięknego razu została wydymana przez jakiegoś faceta wbrew swojej woli, po czym została lesbijką. – Lu rzuciła się w stronę Zeno tak szybko, że Jamie nie zdążył jej złapać, a rozdzielenie walczącej teraz dwójki, było niełatwym zadaniem. Ich krzyki niosły się po całej okolicy. Jednak los był na tyle łaskawy, że z krzaków niczym prawdziwa niedźwiedzica wypadła Amelia, która ruszyła w stronę walczącej dwójki. Eliot złapał wierzgającego Zeno, a Miller zaczęła odciągać wkurzoną Wood, przez co sama oberwała kilka razy.

- Uspokój się! – wrzasnęła kobieta, kiedy znów dostała łokciem w brzuch od rozwścieczonej Lucy.

- Zabiję go, przysięgam! Wyrwę mu język i wsadzę głęboko w…

- Lucy? – Maya podeszła niepewnie od kobiety. W głębi duszy bała się, że też może oberwać. Wood był jeszcze bardziej przerażająca niż wtedy, gdy Benjamin postanowił się głupio zabawić. Na szczęście dla Zeno, obecność rudej dziewczyny podziałała na Wood uspokajająco i już po chwili Amelia mogła ją puścić, choć dalej trzymała się blisko swojej przyjaciółki. W tym momencie głos zabrał Eliot, który dalej trzymał Blake’a i z pełną premedytacją ściskał go coraz mocniej.

- Panie wybaczą, pójdę na chwilę wyjaśnić coś z tym przygłupem. – Eliot złapał swojego towarzysza za włosy i brutalnie pociągnął w krzaki. Musieli przejść całkiem sporo kawał drogi żeby mieć pewność, że reszta towarzystwa ich nie usłyszy.

- Czyś ty zgłupiał?! – warknął Jamie przeszywając mężczyznę zimnym jak lód spojrzeniem. – Wypominać kobiecie gwałt?

- Sama zaczęła… - dopowiedział dosyć niepewnie masując obolałą skórę głowy.

- Przeprosisz ją. – Jego głos był zdecydowany, od razu było słychać, że nie chce słyszeć żadnego głosu sprzeciwu. Jednak co to dla Zeno?

- Nigdy w życiu! Patrz na moją szyję. Wyglądam jakby rzucił się na mnie wściekły tygrys, ta baba jest szalona. Nie mam zamiaru…

- Gówno mnie to obchodzi. Gdyby w porę nie przybiegła Amelia, mogłaby ci nawet wydrapać oczy. Przeprosisz ją albo wypierdalaj. – Blake zacisnął dłonie w pięści i spojrzał gdzieś w bok. Nie miał zamiaru tracić kontaktu z Eliotem przez jakąś głupią histeryczkę. Jednak jak się nad tym głębiej zastanowił, to faktycznie mógł powiedzieć odrobinę za dużo.
- Dobra! – powiedział w końcu. – Przeproszę ją. Ale obiecuję ci, że jeśli Benjamin wystartuje do mnie z czymś podobnym to…

- Benjamin jest mój – przerwał mu oschle Jamie, po czym odwrócił się i poszedł w kierunku ogniska. Zeno pobiegł za nim, jednak nie odezwali się do siebie ani słowem.
Blake nie mógł zrozumieć dlaczego ta dwójka tak bardzo rywalizowała o jakiegoś szczeniaka. Chłopak nie miał w sobie niczego czarującego, no może poza tym niewinnym rumieńcem, chociaż za pewno i to już stracił. Był pewien, tak jak i Jamie, że Miller wziął to co chciał, po czym oznajmił, że będzie tak za każdym razem, gdy tylko przyjdzie mu na to ochota. Za to właśnie tak bardzo nienawidził Benjamina, choć na samym początku znajomości, miał o nim inne zdanie. Zeno był pewien, że chłopak skończy jako kurewka. Bo czy on nie był tego najlepszym przykładem?

            Dziewczyny natomiast siedziały na kocu i z przymrożonymi oczami wpatrywały się miejsce, w którym zniknęli mężczyźni. Lucy był wściekła, Amelia zła, a Maya zmieszana. Nie miała pojęcia, że coś tak okropnego spotkało jej Lu w przeszłości. Przy tym zdarzaniu, jej pobicie, było jak dziecięca rozterka. Niemniej jednak nie umiała ze złością w oczach czekać na tego nieznajomego mężczyznę. Dlatego też siedziała i nerwowo bawiła się swoją lekko przydługą bluzką. Kiedy krzaki się poruszyły, a w zaroślach widać było białą głowę Eliota, Amelia wstała i poszła w kierunku mężczyzn.

- Spokojnie – powstrzymał ją Jamie, nim zdążyła cokolwiek zrobić Zeno. Nie miał ochoty znowu rozdzielać walczących osób, tym bardziej, że za pewne znów przyłączyłaby się Lucy.

- Spokojnie? Nie sądziłam, że możesz być aż tak bezczelny Zeno – mówiła szybko i mocno gestykulowała, jednak nie było widać już tej agresywnej postawy, z którą wstała.

- Przepraszam, dobra? Wiem, że trochę przesadziłem, ale nazwanie mnie kurwą też nie było jakoś szczególnie miłe. Tym bardziej, że na początku w ogóle nie mówiłem o niej tylko o tym dzieciaku. – Blake faktycznie żałował wypowiedzianych słów, jednak co mógł więcej zrobić? Przecież nie padnie na kolana i nie zacznie błagać o litość, zbyt mocno uderzało to w jego godność, a w zasadzie resztki, które po niej pozostały.

- Ja też przepraszam – odezwała się Lucy po chwili ciszy.

- Jak to wspaniale, że wszystko dobrze się skończyło! – krzyknął wesoło Jamie. – A teraz wszyscy się uśmiechamy, bo jak przyjdzie Benjamin, to znów atmosfera pierdolnie. – Amelia spojrzała czujnie na stojącego obok mężczyznę, po czym spytała:

- Co masz na myśli?

- Nic, pożartować sobie nie można? – odpowiedział beztrosko, po czym lekko poklepał ją pogłowie. Jednak to ani na chwilę nie uśpiło jej czujności. Dowiedziała się już od Lucy gdzie polazł jej ukochany brat i podejrzewała to samo, co zapewne Jamie teraz. Aczkolwiek miała nadzieję, że mężczyźni nie pozabijają się z tego powodu, bo walczącą dwójkę mógłby rozdzielić tylko Hulk. A ona mimo wszystko nie potrafił się w niego transformować, niezależnie od tego, co gadali ludzie za jej plecami. Dzięki wszystkim bogom, sytuacja ustabilizowała się za nim zaczęli schodzić się zaproszeni ludzie. Po okolicy roznosiły się już wesołe, pijackie pokrzykiwania i salwy nagłego śmiechu. Nawet Lucy i Zeno zaczęli ze sobą rozmawiać na jakiś lekki i przyjemny temat.

***
Joe leżał bezwładnie na łóżku od czasu do czasu pociągając żałośnie nosem. Nie wiedział czy dąsał  się na siebie, czy też żywił ogromną urazę do Benjamina. A może jedno i drugie. Niemniej jednak był zły, smutny, rozdrażniony i zawstydzony. Cała ta wybuchowa mieszanka spowodowała, że miał teraz złośliwą ochotę zadzwonić do Eliota i zaprosić go do mieszkania. Skoro Benjamin tak łatwo zabrał jego dumę, to czemu miałby teraz się czymkolwiek przejmować? Moor pragnął zrobić mu na złość, tylko cóż… Nie był do tego stworzony. Dlatego też wolał cichutko fantazjować o tym w swojej głowie. Chociaż momentami wydawało mu się, że i o tym Benjamin mógłby się jakoś dowiedzieć. Jednakże, co warto podkreślić, nie chciał teraz siedzieć w domu, nie chciał być sam i co najważniejsze, nie chciał bezczynnie czekać na Millera. Dlatego też wybrał numer do przyjaciółki, by dowiedzieć się gdzie to cudowne, imprezowe ognisko w ogóle się odbywa. Wizja zdziwionej miny Benjamina, na której powoli zaczynała malować się wściekłość była bezcenna. Takim właśnie sposobem chwilę później, Joe kierował się z łobuzerskim uśmieszkiem prosto w stronę leśnej imprezy.