Joe nie słyszał
wchodzącego do pokoju ojca. Jedynymi dźwiękami jakie mu towarzyszyły, był jego
własny, nędzny płacz, oraz woda, która w swoim tempie spływała po ściankach
prysznica. Jednak gdy jego zapłakane oczy spotkały się z oczami ojca, nie było
w nich złości, a jedynie żal. Jonathan dostrzegł tę nagłą zmianę i nie
odnajdując ani grama poprzedniej furii, usiadł obok swojego syna, w ogóle się
nie odzywając. Ani jeden ani drugi nie był skory do rozmowy. Ktoś mógłby
załamać ręce nad rodzicielską postawą mężczyzny, niemniej jednak, Joe dziękował
wszystkim okręgom anielskim, jak i piekielnym, że jego staruszkowi nie zebrało
się teraz na moralizatorskie gadanie. I chociaż miał wyrzuty sumienia za to, że
powiedział tyle przykrych słów, dalej uważał, że wszystkie słowa rzucone w
ojca, należały mu się jak jeszcze nigdy. Tak więc po całej godzinie siedzenia w
łazience na zimnych, twardych kafelkach, oraz z huczącym prysznicem z uszami,
panowie zaczęli dawać oznaki życia. Otóż jeden jak i drugi miał już zdrętwiałą
pupę, a ich głowy błagały o błogie nutki ciszy. Tylko problem tkwił w tym, że
wypadało się w jakikolwiek sposób odezwać. A Joe nie miał zamiaru tego robić.
Skoro ojciec chciał tu przyjść, to niech chociaż powie, że koniec tego głupiego
siedzenia. Ale oczywiście nie odważył się podnieść wzroku na mężczyznę. Uparcie
siedział i wyobrażał sobie, że właśnie zasiada na miękkich poduszkach, co wcale
niczego nie ułatwiało.
Jonathan natomiast już
od samego początku zdawał sobie sprawę, że to na nim spocznie brzemię
pierwszych słów. Jednak jak na złość, w gardle zrobiła mu się wielka gula i tak
jak Joe marzył o poduszkach, on pragną chociażby jednego łyku wody. Gdyby wstał
i wyszedł, w oczach syna, wyglądałby zapewne jak idiota. Tak więc, gdy zebrał w
sobie kolejne siły, jak widać miał ich całkiem spory zapas, odchrząknął
delikatnie i dziwnym, nieswoim głosem przemówił do swojego pierworodnego.
- Więc, jeśli aż taki
ból ma ci sprawić zamieszkanie z tymi ludźmi, to jestem w stanie wynająć ci
jakieś małe mieszkanie, pod warunkiem, że przynajmniej cztery razy w tygodniu
będziesz przychodził na obiad, a dwa zostawał na noc. Oczywiście chcę wiedzieć,
że zachowujesz się kulturalnie. I może po jakimś czasie wyrazisz chęć by
stworzyć normalną rodzinę. - Joe popatrzył tak wielkimi oczami, że przez chwilę
mogłoby się wydawać, że opuszczą swoje miejsce i poturlają się w jakiś ciemny
kąt łazienki. Szok był tak wielki, że myślał, iż się przesłyszał.
- Chcesz mi powiedzieć,
że dajesz mi wolną rękę?
- Nie do końca, ale
uważam, że kompromis jest ważny w każdej kłótni. Na więcej nie jestem w stanie
się zgodzić, a i na to idę z ciężkim sercem. Z kim ty się teraz tak właściwie
zadajesz? - Nagły przeskok na temat jego znajomych, zbił chłopaka nieco z
pantałyku. A na jego twarz, niestety, wlał się gorący rumieniec.
- A dlaczego w ogóle
pytasz? - pisnął zdenerwowany i poczuł, że jeśli szybko nie wymyśli jakiegoś
zadowalającego kłamstwa, to polegnie i o mieszkanku będzie mógł jedynie
pomarzyć.
- Nie wierzę w to, że
twoją jedyną koleżanką jest Maya. Ponadto twoja dziwna reakcja mówi sama za
siebie. Jeśli ja zaproponowałem ci mieszkanie, to bądź na tyle miły, by mi
powiedzieć z kim jeszcze wychodzisz i się spotykasz. Jestem jaki jestem, ale
mimo wszystko nie zmienia to faktu, że jestem twoim ojcem. - Przez chwilę Joe
miał ochotę wrócić do czasów, w których ojciec nie był taki ciekawski. Jednak
co on miał mu powiedzieć? Że próbując kupić alkohol poznali dziwną kobietę,
która zaprowadziła ich do jeszcze dziwniejszych ludzi? Na domiar złego, jak
niby miałby powiedzieć cokolwiek o Millerze i Eliocie? Gdyby ojciec usłyszał,
że mizdrzy się do niego dwóch dorosłych facetów, to mógłby się pożegnać z
jakąkolwiek wolnością. Musiał kłamać i najgorsze było to, że pierwszy raz w
życiu musiał zrobić to dobrze.
- No to chyba dosyć
logicznie, że Maya nie jest moją jedyną znajomą – zaczął z maleńką pewnością w
głosie.
- Jest jeszcze parę
osób, no ogólnie to wiesz, grupa znajomych i tak dalej. Zresztą i tak ich nie
znasz, to co ja będę ci opowiadać. - Mina ojca świadczyła o tym, że chłopak
swoją odpowiedzią nie zadowolił go ani trochę. Poza tym Joe zastanawiał się,
gdzie podział się ten buńczuczny chłopak, który jeszcze przed godziną był w
stanie niszczyć życia innych ludzi. No tak! Usłyszał o propozycji mieszkania i
jako takiej wolności. To nie był kompromis, to była próba przekupstwa i to udana.
Chłopak zaczął się zastawiać, czy jego ojciec zawsze był taki cwany.
- To może skoro nie
chcesz opowiadać, to mi ich przedstawisz? - Joe czuł, że zaczął stąpać po
bardzo nierównym gruncie.
- A co cię to tak nagle
zaczęło obchodzić, co? - Była to w tej chwili jedyna linia obrony, którą mógł
obrać. Za nic w świecie nie chciał poznawać ojca z tymi odmieńcami, zboczeńcami
i wariatami.
- Mam zamiar pozwolić
ci samotnie mieszkać i...
- Jakoś do tej pory się
tym nie przejmowałeś, a właściwie to mieszkałem sam.
- Ale do tej pory nie
byłeś pewien godzin mojego powrotu. Skąd mam wiedzieć, czy jeśli dam ci klucze
do mieszkania, to nie zrobisz w nim sodomy? Jesteś w takim wieku, że hormony
zaczynają mieszać w głowie. Nie chciałbym, żeby mój jedyny syn odprawiał dzikie
orgie z... - Joe nie wytrzymał i przerwał ojcu po raz kolejny, tym razem jednak
zerwał się na równe nogi, a jego twarz była czerwona jak cegła.
- Stop, stop, stop!
Co... co ty w ogóle gadasz? - Chłopak ledwo łapał oddech. Takiego stopnia zażenowania
nie przeżył chyba nawet przy Benjaminie. - Czyś ty do reszty oszalał? Po
pierwsze nie mam z kim, a po drugie, kto by chciał? - Joe zastanowił się chwilę
po wypowiedzianych słowach, tym samym uświadamiając sobie, że właśnie
powiedział ojcu, że ma syna nieudacznika.
- To co miał znaczyć
ten dziwny rumieniec, kiedy spytałem o twoich znajomych? - Chłopak czuł, że
tonął i nie było dla niego żadnego ratunku. Jonathan w tym czasie także wstał i
popatrzył na pierworodnego podejrzliwie. Nie do końca wiedział, jak odczytać
zakłopotanie syna. Jeśli faktycznie nie miał się czego wstydzić, to dlaczego
wyglądał jakby właśnie został przyłapany co najmniej na masturbacji? Mężczyzna
doskonale wiedział, jak zachowują się chłopcy w jego wieku, sam przecież też
był kiedyś młody. I chociaż jako nastolatek był tak samo wycofany społecznie,
jak syn, to jednak nie zmieniało to faktu, że dziewczyny się w nim
podkochiwały.
- Musiało ci się
wydawać! - Jego głos znów zrobił się piskliwy i drżący.
- Sam sobie jestem winien,
że niczego o tobie nie wiem – zaczął ostro Jonathan, nie spuszczając bystrego
spojrzenia ze spłoszonego chłopaka. - Jednak jeśli natychmiast mi nie powiesz,
co się z tobą dzieje, możesz zapomnieć nawet o weekendach ze znajomymi przez
najbliższe trzy miesiące. - W normalnych warunkach chłopak zacząłby wyzywać
ojca i mówić, że nie ma prawa tak postąpić. Jednak teraz, gdy osobne, małe
mieszkanko było na wyciągnięcie ręki, nie mógł tego zrobić. I wtem jedna,
jedyna wymówka, w którą ojciec byłby w stanie uwierzyć, sama wleciała do jego
spanikowanego rozumu.
- Jest... jest taka
jedna dziewczyna, ale w ogóle nie zwraca na mnie uwagi! - krzyknął i spod
przymrużonych oczy spojrzał na surową twarz ojca.
- Nie mogłeś tak od
razu? - spytał dosyć obojętnie, po czym zostawił zdezorientowanego Joe'go w
łazience.
- I to wszystko? -
Chłopak wybiegł za ojcem, który wyglądał na nieco zbyt zadowolonego.
- Skoro nie zwraca na
ciebie uwagi, to nie ma żadnego problemu. - Szczęka chłopaka otworzyła się
mimowolnie. To stwierdzenie jego ukochanego ojczulka utwierdziło go w tym, że
staruszek uważał go za frajera.
***
Gdy znów zaczął się
przeklęty poniedziałek, Joe jak zwykle szedł z zachmurzoną miną. Słowa ojca
dalej odbijały się echem w jego głowie. A na dodatek, kiedy wszystko
opowiedział przyjaciółce, nie mógł liczyć na ani jedno słowo otuchy. Maya
usłyszawszy o reakcji Jonathana, nie mogła powstrzymać szalonego śmiechu. To,
że ojciec, który właściwie nie znał własnego syna, zauważył, że jego dominującą
cechą jest całkowita niezaradność życiowa, było po prostu cudowne. W końcu
chłopak jednak nie wytrzymał i klepną roześmianą dziewczynę w plecy.
- Wybacz – powiedziała
ocierając łezkę rozbawienia. - Ale sam byś się śmiał, gdyby nie dotyczyło to
ciebie.
- Ale dotyczy! To dosyć
przykre, że starszy ma mnie za frajera. A na domiar złego, nie pocieszył mnie,
ani nie rzucił jakąś super przydatną radą. On po prostu stwierdził, że jestem
tak beznadziejnym przypadkiem, że nic się już z tym nie da zrobić!
- Wiesz, trochę w tym
prawdy... - powiedziała to oczywiście z całą świadomością tego, że zdenerwuje
przyjaciela jeszcze bardziej.
- Spadaj, gdybym chciał
mógłbym bez problemu znaleźć jakąś dziewczynę – odburknął urażony, nie wierząc
w to co mówił. Aczkolwiek chciał podtrzymać te resztki dumy, które w nim
zostały.
- Ależ oczywiście,
mógłbyś mieć każdą... - Maya nie dokończyła, poczuła nagłe szarpnięcie, a grunt
uciekł jej spod nóg. Nim zdążyła zareagować ktoś szarpnął ją za włosy i uderzył
jej głową o ziemię. Joe w tym czasie był przytrzymywany przez dwójkę chłopaków
ze starszej klasy. I chociaż szarpał się, by pomóc swojej przyjaciółce, nie był
w stanie niczego dla niej zrobić. Nienawidził się za swoją bezsilność.
Bezradnie przyglądał się, jak jakaś dziewczyna bije Cooper i nie daje jej nawet
najmniejszego wytchnienia. Maya natomiast starał się jedynie obronić twarz,
wiedziała, że jeśli nie będzie reagować, silniejsza dziewczyna w końcu się od
niej odczepi. Jak we mgle słyszała głos Moora, jednak nie była w stanie
namierzyć go spojrzeniem. Ta minuta, w której była bita, ciągnęła się w
nieskończoność. Więc gdy napastniczka skończyła się na niej wyżywać, Maya
upadła bezradnie na ziemię, a ostatnie słowa jakie usłyszała brzmiały:
- Wstrętna lesba.