poniedziałek, 13 stycznia 2014

3. Teoretycznie zwykła historia



- Wcale nie podglądałem – wyjąkał cicho. Ale no co on liczył? Przecież został złapany na gorącym uczynku.

- Jasne. Co, Benjamin cię nie dopieszcza? – Joe zastygł na chwilę, po czym gdy dotarł do niego sens słów, które usłyszał, spalił się mocnym rumieńcem. Nigdy w życiu nie był tak zażenowany jak teraz! Cóż to za plugawe insynuacje wysuwał ów nieznajomy mu człowiek? Gdyby tylko wiedział, że w jego życiu będą miały miejsce jeszcze bardziej  wstydliwe sytuacje…

- Niby… Niby dlaczego ten niebieski glon miałby mnie dopieszczać w jakikolwiek sposób?! – pisnął a jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Mężczyzna natomiast roześmiał się donośnie, a w jego oczach przez chwilę można było dostrzec jakąś iskierkę, która wyrażała najwyższy stopień zaintrygowania. Nikt jednak nie zwrócił na nich szczególnej uwagi, wszyscy zajmowali się własnymi sprawami.

- Niebieski glon, oj nie byłby szczęśliwy gdyby to usłyszał – powiedział wesoło i otarł ręką łezkę rozbawienia. – Jak masz na imię?  

- Joe Moor. – Ile jeszcze razu będzie się musiał dzisiaj przedstawić? Najlepiej byłoby, jakby zaraz nakleił sobie na pierś etykietkę ze swoim imieniem.

- Ja jestem Jamie Eliot – uśmiechnął się przyjaźnie.

- Super – odpowiedział, choć właściwie wolałby się teraz odwrócić i pójść gdziekolwiek. Czy dziwnym zrządzeniem losu, będzie teraz skazany na towarzystwo tego człowieka? Joe nie wiedział co o nim sądzić. Eliot wyglądał jak morderca, a zachowywał się jak przyjazna sąsiadka spod siódemki. Kompletny mętlik. Ile jeszcze dziwnych osobistości będzie zmuszony poznać w ciągu kilku minut?

- Och, więc jesteś z tych, którzy mówią mało albo w ogóle?

- Tak właśnie z tej zacnej grupy ludzi pochodzę, więc jeśli mógłbyś… Sam nie wiem, pójść? – Moor nie miał ochoty grać miłego i sympatycznego po dzisiejszych przeżyciach. Zresztą według jego mniemania, nigdy taki nie był i nie wyobrażał sobie, żeby w ciągu najbliższych sekund miało się to zmienić.

- Daj spokój, sam będziesz tutaj tak stał? Uważaj, bo twój ukochany glon się do ciebie znów przypałęta. – Uśmiech nie schodził z twarzy Eliota, co szczerze mówiąc, odrobinę denerwowało Moora.

- Czego ode mnie  chcesz, co? Bo ja nie mam ochoty rozmawiać, nie mam ochoty nawet tutaj być. Jednak wychodzi na to, że utknąłem. Pewnie jeśli znów wyjdę, ten diabeł za mną wyleci i będzie mną rzucał po całym chodniku, jak to miało miejsce parę chwil temu. Czy to ma w ogóle jakiś sens? Bo ja nie wiem, po co tutaj w ogóle jestem. Maya gzi się na balkonie z tą pstrokatą panną, a ja utknąłem w tym mieszkaniu – chwila pauzy. – Z  tobą…

- Jednak mówisz całkiem sporo. – Eliot roześmiał się po raz kolejny.

- Eh, sorry. – Joe zmieszał się lekko. Co się stało, że aż tak rozwiązały mu się usta? Chyba Eliot był właśnie świadkiem cudu i co najgorsze, nawet nie był tego świadomy.

- Chodź, usiądziemy sobie pod ścianą i będziemy narzekać na ludzi. – Moor widząc, że nie miał już żadnej szansy na ucieczkę, postanowił się po prostu poddać. Przynajmniej tym razem nie będzie wyglądał jak odludek. Chociaż przez chwilę, dopóki Eliot się nie znudzi.

- I będziemy tak siedzieć, co? – Ściana była przyjemnie chłodna. Tyle ludzi w pomieszczeniu potrafi wytworzyć prawdziwą saunę.

- Możesz dla mnie zatańczyć jeśli chcesz – zironizował Jamie. Podobało mu się nieco zażenowane oblicze Joe’go. Zresztą, co tu dużo kryć, cały Moor mu się podobał.

- Z pewnością bym to zrobił, gdybym tylko umiał. – Starał się odpowiadać lekko i bez zbędnej krępacji. Jednak nigdy nie był zbyt dobry w kontaktach z innymi ludźmi. A szczególnie z takimi, którzy swoją aparycją potrafiliby onieśmielić nawet najbardziej zaprawionego w bojach rozmówcę.

- Które piwo pijesz?

- W sumie, nie licząc tamtego sprzed ucieczki, to pierwsze.

- Jeszcze trzy i zatańczysz. – Joe pokazał język swojemu roześmianemu rozmówcy i upił  łyk piwa. Byłby w stanie zatańczyć, gdyby się upił. Wtedy byłby w stanie zrobić wszystko, więc musiał się pilnować i do tego stanu nie dopuścić. Gdyby na jaw wyszło jego pijane oblicze, byłby skończony.

- Nie mam zamiaru tyle wypić – odpowiedział stanowczo i upił kolejny łyk. Jego słowa w ogóle nie szły w parze z czynami.

- Jak już łamać prawo, to do końca. Zresztą wszyscy są już tak pijani, że nikt by niczego nie zapamiętał. – Cel Eliota był jasny, upić młodocianego i patrzeć jak rozkwita jego prawdziwy i tłumiony charakter.

- Ty nie jesteś aż tak pijany.

- Ale będę, obiecuję. Więc możesz upić się razem ze mną. – Jamie stukną swoją butelką o butelkę Moor i uśmiechnął się zachęcająco. Joe odwzajemnił uśmiech i razem napili się piwa. Faktycznie przy trzecim chłopak był już lekko wstawiony, Eliot natomiast dalej trzymał się całkiem nieźle. Lata praktyk robią swoje. Jamie przyglądał się z zaciekawieniem ruchom nieśmiałego i nieco już pijanego chłopaka. Jego lekkie kiwanie głową i przydymione spojrzenie mówiły same za siebie, jeszcze jedno piwo i Joe będzie całkowicie pijany. Jak on uwielbiał demoralizować młodzież, szczególnie taką, z której po alkoholu mogły wyjść na jaw różne potwory.

Joe natomiast, zapominając całkowicie o tym, że miał się pilnować, zaczął bezczelnie lustrować fizys swojego rozmówcy. Nie bał się już ostrego i przeszywającego spojrzenia, a nawet ów spojrzenie zafascynowało go w jakiś niejasny sposób. Jednak rzeczą, która najbardziej przykuła uwagę chłopaka, był kolczyk w dolnej wardze. Moor przez chwilę wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany, zastanawiając się, jak taka figlarna, mała rzecz wyglądałaby na jego ustach. Obraz jakoś nie mógł przyjść do głowy, jednak mina zdziwionego ojca od razu i bez problemów ukazała się w jego wyobraźni. Joe uśmiechnął się pod nosem, całkowicie nie zdając sobie sprawy z tego, że uśmiech się do ust mężczyzny.

- To co z tym tańcem? – zagaił lekko zniżonym głosem Jamie, przysuwając swoje usta do ucha Moora. Joe lekko dygnął, na chwilę powracając do świata żywych.

- Chyba dalej nie umiem… - skrzywił się słodko, a jego spojrzenie znów spoczęło na ustach Eliota. Jamie przybliżył się jeszcze bardziej do chłopaka. Jako wprawiony w boju łowca, doskonale zdawał sobie sprawę, że Joe z niesamowitym uporem wpatrywał się w jego kolczyka. Wykorzystując sytuację, postanowił spróbować wykonać pewien plan. Już prawie go pocałował, jednak na drodze do namiętnego pocałunku stanęła czyjaś dłoń. Benjamin złapał za twarz Eliota i pchnął ją lekko do tyłu. Już od pewnego czasu, z nie ukrywaną irytacją, przyglądał się dwójce siedzącej pod ścianą.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? – wysyczał nieprzyjaźnie i z mordem w oczach popatrzył na swojego kolegę. Jamie prychnął rozbawiony i pokiwał przecząco głową.

- Skądże znowu. Tylko sobie rozmawiamy – odpowiedział mu bez zająknięcia. Miller nie był osobą, 
której mógłby się przestraszyć.

- To maluch musi mieć coś nie tak ze słychem, skoro aż tak się do niego zbliżyłeś. – Lodowate spojrzenie dalej lustrowało Eliotowe lico.

- Nie jestem maluchem! – w połowie krzyknął, w połowie wybełkotał Moor. Miller obrócił bezradnie oczami i podniósł chłopaka za koszulkę.

- Zabieram go na chwilę na małą naradę – rzucił niedbale w stronę Eliota, nawet na niego nie patrząc. Ciągnąc Moora za koszulkę parł przed siebie z taką mocą, że ludzie sami schodzili mu z drogi.

- Wyjazd! – wrzasnął Benjamin do ludzi znajdujących się w jego pokoju. Goście posłusznie i bez żadnych pytań wyszli z pomieszczenia uśmiechając się do siebie porozumiewawczo. Wszyscy doskonale znali Benjamina i jego… małe zachcianki. Miller natomiast, nie zwracając na to uwagi, zamkną pokój na klucz o popatrzył na pijanego chłopaka.

- Czego chcesz? – spytał nieprzyjaźnie Joe przeciągając się leniwie na wygodnym łóżku.

- Powinieneś mi podziękować.

- Ta? A niby za co? – Łóżko stawało się coraz bardziej wygodne.

- Właśnie ocaliłem, jak mniemam, twoje dziewictwo.

- Dzięki ci glonie wybawco. – Ziewną i położył się na boku, zwijając swoje coraz bardziej bezwładne ciało w kulkę. Wydawało mu się, że już dawno nie leżał na tak miękkim i wygodny łóżku.

- Czy on mnie właśnie nazwał glonem? – spytał samego siebie, po czym przyjrzał się odpływającemu chłopakowi. – Ej! – Szarpną go za  ramię, jednak Joe już smacznie spał. Benjamin pokręcił bezradnie głową i wyszedł z pokoju. Musiał pilnować pijanej hołoty, która z całych sił starała się rozwalić mu mieszkanie. Jeśli zrobią jakieś szkody, to wtedy siostra rozwali jego. Aż ciarki przeszły go na myśl o tym, co mogłaby mu zrobić Amelia, gdyby dowiedziała się,  że ktoś zbił jej ukochany kubek. Zdenerwowana panna Miller była groźniejsza niż wkurzony gangster. Cóż, takie geny.

10 komentarzy:

  1. Mam mały dylemat czy mi się podobało zachowanie Bena. Z jednej strony to takie słodkie, że go "uratował" przed Jamie'im (swoją drogą kocham to imię odkąd przeczytałam Pieśń... <3), ale z drugiej strony to białowłosy jest też cudowny. Wspominałam, że uwielbiam białowłosych? Plus do tego ma świetnego kolczyka w wardze i mimo wszystko podoba mi się jego charakter (a przynajmniej jego część, którą pokazałaś w tym rozdziale). Aż nie umiem się zdecydować, który z tych dwóch podoba mi się bardziej. A zachowanie Joe po pijaku też jest całkiem urocze ^^
    A co do Marcela w moim opowiadaniu - właśnie o to mi chodziło, żeby był natrętny. Inaczej może Matt by mu uległ, kto wie...
    Życzę dużo czasu i weny do pisania, bo świetnie się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej mam do cb pytanko czy szczeólny stan umysłu bedzie mia kontynuacje czy zostawiasz czylaniką wielki niedosyt Ps.Super piszesz tylko tak szybko konczysz opowiadania, mogłabys pisac chociaz epilogi :)? Pozdrawiam TerukiPMI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hai. Jeśli interesuje to chociaż jednego czytelnika, to pewnie mogę dopisać nawet parę dodatkowych rozdziałów, w których będzie mowa o dalszych losach bohaterów. Tylko to w dalszej przyszłości, ponieważ teraz nie mam za bardzo czasu :)

      Usuń
  3. No ja już chcę kolejny rozdział i to już <3
    ~ Mei

    OdpowiedzUsuń
  4. Już uwielbiam Benjamina, tak cudownie gorzko-słodki <3 Po 'szczególnym stanie umysłu' czekałam na nowe opko i nie zawiodłam się <3
    ~ Mazano

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisz szybciutko, bo już nie mogę się doczekać. W ciągu tygodnia przeczytałam wszystkie twoje opowiadania (pewnie skończyłabym szybciej ale szkoła :/ ) i muszę powiedzieć, że są świetne! ;3 Joe jest świetny. Uwielbiam tych niby cichych ale potrafiących się odgryźć uke, którzy z natury są strasznie uroczy ^^~ Mimo, że lubię chłopaków z białymi włosami to Jamie nie przypadł mi do gustu, ok seme może być gnidą ale ma kochać, a białasek chce biednego Joe tylko wykorzystać.... drań! xd Ben do boju !

    Pragnę nowego rozdziału ;_;

    OdpowiedzUsuń
  6. Glon - wybawca, seems legit xD
    Uwielbiam kiedy jedna połówka jest zazdrosna o drugą, to jest takie kochane <3 Chociaż Ben by pewnie od razu zaprzeczył, jak to tsundere <3
    Heheh, Joe pewnie jeszcze zatańczy na tej imprezie....
    Z niecierpliwością czekam na więcej~~
    A jako, iż jest niedziela, zapraszam na mojego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    Jamie ty się odczep od Joe on jest zajęty..... hahah niebieski glon dobre... Benjamin go wyratował, al ciekawe czy czegoś nie oczekuje w zamian...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Glon wybawca mnie powalił. XD Zabieram się za kolejne rozdziały! :3 Piszesz świetnie. ♥
    ~Datenshi

    OdpowiedzUsuń
  9. Glon Wybawca czy Królowa Loda...?
    Którego z nich bardziej polubiłam...?
    Kurczę, i znów zacznę wyobrażać sobie jakieś trójkąciki i kwadraty... Chociaż... Byłoby miło móc poczytać jakieś ,,Trzech panów w łóżku, nie licząc kota" w którymś z Twoich opowiadań ;)
    Serdecznie pozdrawiam, Sarabeth M.

    OdpowiedzUsuń