poniedziałek, 28 kwietnia 2014

14. Teoretycznie zwykła historia



Głośne kroki Benjamina były słyszalne nawet za drzwiami, toteż Lucy doskonale zdawała sobie sprawę, że lokator jest jak najbardziej niezadowolony. A to oczywiście sprawiło, że już całkowicie była pewna miejsca pobytu Joe'go. Drzwi, jak można się było domyślić, otworzyły się gwałtownie. Jednak Lu nie drgnęła nawet o milimetr. Jej twarz przyozdobił przebiegły uśmieszek, w przeciwieństwie do twarzy Millera, która aktualnie wyrażała chęć mordu.

- Czego chcesz? - Przy okazji, mężczyzna zasłonił wejście ręką, by jego ukochana przyjaciółka nie mogła się wprosić, jak to miała w zwyczaju.

- Ja do Joe'go – powiedziała spokojnie i odważnie popatrzyła w jego oczy.

- Nie ma go – skłamał gładko i odpowiedział jej takim samym spojrzeniem. Przez chwilę stali tak tylko się na siebie patrząc. Jedno, jak i drugie miało nadzieję, że któreś odpuście. Na nieszczęście byli tak samo uparci.

- Wiem, że jest. Inaczej nie zasłaniałbyś tak uparcie wejścia do mieszkania.

- Nie, nie ma. - Upierał się dalej. - Bierz tę mała, rudą miotłę i zmykaj na swoją górę czarownic. - Benjamin miał oczywiście na myśli Cooper, która bezpiecznie ustawiła się za plecami swojej kobiety. Nie chciała, by mężczyzna znów posłużył się nią jako zakładniczką.

- Jest, jest i lepiej żeby wylazł, bo Maya była na tyle miła, że zapewniła temu gnojkowi alibi przed ojcem. - Joe oczywiście słyszał całą rozmowę i nie mógł pojąć dlaczego wszyscy nagle zaczęli na niego mówić per gnojek. Niemniej jednak, nie to było w tym momencie jego największym zmartwieniem. Gdy tylko usłyszał, że ojciec tak pracowicie go poszukuje, wyszedł z pokoju bez najmniejszego namysłu, ukazując się dziewczyną w samej tylko koszuli. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że sytuacja wyglądała dosyć dwuznacznie. Poza tym na wspomnienie tego, co robił z Benjaminem (choć robił niewiele), jego twarz oblała się lekkim rumieńcem.

- Wiedziałam! - krzyknęła Wood, gdy tylko jej oczom ukazał się lichy chłopak. Miller natomiast westchnął bezradnie i ponuro popatrzył w kierunku Moora.

- Musiałeś wyleźć? - syknął do niego nieprzyjaźnie. Lucy natomiast wykorzystując chwilę nieuwagi mężczyzny wepchała się do mieszkania, ciągnąc za sobą Cooper. Benjaminowi całkowicie opadły ręce i jakby na znak całkowitej kapitulacji, pokornie zamknął drzwi za nieproszonymi gośćmi.
Kobieta rozpędziła się i już po sekundzie targała zdziwionym chłopakiem za ramiona.

- Ty się tutaj dobrze bawisz, a moja biedna Maya wypłakuje sobie przez ciebie oczęta! Serca nie masz! - Moor stał jak wryty, bowiem ów oskarżenie padło po raz kolejny tego samego dania, a on był Bogu ducha winien. Po chwili tak gwałtownego potrząsania, mózg znów przywrócił jego ciału wszystkie funkcje. Chłopak wyrwał się z niemocnego uścisku Lucy i popatrzył na nią spojrzeniem pełnym żalu. Naprawdę nie wiedział, co takiego siedziało w głowach tych kobiet. Chociaż o tyle dobrze, że Wood nie była tak porywcza jak Amelia.

- Po pierwsze, to wcale się dobrze nie bawię – mówiąc to, specjalnie spojrzał w stronę Millera, który zrobił się jeszcze bardziej niezadowolony niż był. - A po drugie, to ja nie mam bladego pojęcia czemu ona płacze! Może mi wyjaśnisz, bo Amelia podczas swojego napadu złości jakoś zapomniała.
- I w tym momencie zaczęło się całe gorączkowe tłumaczenie. Jednak osobą, która mówiła nie była Maya tylko Lucy. Cooper stała zboku i wszystkiemu się przysłuchiwała, co jakiś czas tylko zerkała w stronę znudzonego mężczyzny. Nie czuła się przy nim jakoś wybitnie komfortowo, aczkolwiek miała wrażenie, że Joe, jakimś magicznym sposobem, do niego przywykł. Nie mogła tego do końca pojąć, jednak dziewczyny już ją zdążyły uprzedzić, że do jego dziwacznych zachowań trzeba się przyzwyczaić i przede wszystkim, nie można mu dać wyczuć strachu. Jeśli będzie się trzymała tych wskazówek, to wszystko powinno pójść już nieco łatwiej. Jednak słowa to jedno, a czyny to drugie.

- Ruda, zacna niewiasto – zaczął Benjamin, widząc, że rozmowa pozostałej dwójki może jeszcze trochę potrwać. - Co ci powiedział jego ojciec? - Maya wzdrygnęła się lekko słysząc głos mężczyzny tak blisko siebie. Jednak, pamiętając rady, postanowiła udawać niewzruszoną. Odchrząknęła lekko i spokojnie odpowiedziała:

- Nie dzwonił do mnie bezpośrednio, dzwonił do mojej matki.

- A coś więcej? Czemu z wami się tak trudno rozmawia? Bez dodatkowych pytań ani rusz – powiedział do niej lekko oburzonym głosem. Po ujadaniu się z Moorem, nie chciało mu się przez to samo przechodzić z dziewuchą, do której właściwie nie miał większego interesu.

- Przypuszczam, że nie powiedział niczego znaczącego. Jego ojciec lubi się dzielić emocjami tak samo jak Joe – odburknęła niezadowolona. Nie spodobał jej się ton głosu mężczyzny.

- Bardzo przyjemna rodzinna cecha – skwitował ironicznie i przeniósł swoją uwagę na dwójkę, która wyglądała jakby właśnie wstępowała na wojenną ścieżkę.

- Ile razy mam powtarzać, że to nie moja wina! Skąd miałem wiedzieć, że się poryczy zaraz po tym, jak odłożę słuchawkę! - Joe zaczynał tracić cierpliwość, co był dosyć słyszalne. Miller stał i przyglądał się z zaciekawieniem. Gdyby mógł z chęcią podjadał by teraz popcorn i ze sporym zadowoleniem oglądał przebieg walki.

- Mogłeś odpowiedzieć cokolwiek, a nie rozłączać się jak ostatni dupek. - Lucy trzymała swoje nerwy na wodzy, bo nawet nie miała się o co denerwować. Moor natomiast wydawał się w takiej postaci jeszcze bardziej słodki, niż był normalnie.

- A, to niby miałem jej podziękować za to, że być może w moją stronę, kierował się ten oto oszalały glon?! A w ogóle czemu ja się kłócę z tobą? - Ostatnie pytanie zadał bardziej do siebie. Przerzucił natomiast rozwścieczone spojrzenie na Cooper. - Masz mi coś do powiedzenia, to mów! - warkną do zdziwionej dziewczyny. Benjamin natomiast cicho podszedł do Lucy i z wyraźnym rozbawieniem wyszeptał do niej:

- Oho, zapowiada się walka tytanów. - Wood parsknęła rozbawiona i niczego nie odpowiedziała, nie chciała stracić ani słowa z tego jakże emocjonującego pojedynku.

- Ja się nie mam z czego tłumaczyć! To one nadmuchały jakąś sztuczną aferę. - Tutaj bez żadnych wyrzutów sumienia, Maya wskazała palcem na Lucy. Nie miała zamiaru obrywać za to, że ona jak i Amelia wyżyły się na Joe. I w taki sposób, kłótnia sprowadził się na tryb przerzucania winy z jednego na drugiego.

- Wiesz co… – żachnęła się kobieta na słowa, których nie spodziewała się usłyszeć. - Ja cię bronię, a ty przerzucasz winę na mnie. Jeśli już koniecznie musimy znaleźć winnego, to wszystko spada na Benjamina i jego wybuchowość, lekkomyślność i debilizm.

- Właśnie! - krzyknęli w tym samym czasie Maya oraz Joe. Jakby na to nie spojrzeć, wszystko zaczęło się od gwałtownej reakcji Millera. Gdyby nie jego narwany charakter, całe zajście z całą pewnością nigdy nie miałoby miejsca.

- No pewnie – zaczął bronić się Benjamin. - Skoro idziemy takim tokiem rozumowania, to teraz powinno nastąpić zrzucenie winy na Eliota, który zaczął obmacywać Joe'go, a później wszystko zatacza ładne kółeczko i znów jesteśmy przy gnojku, który mu na to pozwolił. - Joe na te słowa zrobił się czerwony jak cegła, o zajściu w swoim mieszkaniu chciał zapomnieć najbardziej na świecie, a to zostało znów wyciągnięte na wierzch. I mogłoby się zdawać, że znów zatryumfował Benjamin, jednak z pomocną przyszedł nie kto inny, jak Maya.

- Ale to ty stałeś pod drzwiami i bezczelnie podsłuchiwałeś. - Ruda dziewczyna stanęła w obronie swojego zawstydzonego przyjaciela. Patrzyła buńczucznie w stronę Benjamina, który wyglądał jakby na chwilę został zbity z pantałyku. 

- Szach-mat! - krzyknęła rozbawiona Lucy. - Koniec tej bezowocnej gadaniny. Musimy dostarczyć młodego do domu.

- Trochę niemożliwe, chyba że chcesz go zabrać w samej koszuli. Ale to może wzbudzić lekkie podejrzenia u jego ojca. - Benjamin stał lekko nadąsany i uparcie przyglądał się małej czarownicy, która odważył się mu odpowiedzieć.

- Tak ostro się do niego dobierałeś, że z jego ciuchów zostały strzępy? - Dobry humor nie opuszczał Wood, tym bardziej, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak czuł się teraz Benjamin. Można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że rozpierała ją duma. Nigdy w życiu nie podejrzewałaby swojej kruszyny o taki zryw bohaterstwa.

- Wypraszam sobie! - krzyknął zażenowany Joe. - Ten diabeł wylał na mnie wiadro lodowatej wody, a potem torturował psychicznie.

- I jeszcze trochę go molestowałem, ale sam się do tego w życiu nie przyzna, tym bardziej, że wszystko co robiłem, bardzo mu się podobało. – W oczach Benjamina można było dostrzec złowieszczy błysk. Joe natomiast w oczach miła tylko rozpacz i żeby nie pogarszać swojej beznadziejnej sytuacji, postanowił milczeć i udawać, że zebrani tutaj ludzie wcale się w niego nie wpatrywali.

- Słodki chłopiec nie zaprzecza, więc wychodzi na to, że jednak mówisz prawdę. – Lucy także postanowiła się trochę poznęcać nad tym spłoszonym biedakiem. Jedyną osobą, która się nad nim teraz litowała było tylko Maya. Nie chciała wbijać swojemu przyjacielowi przysłowiowego gwoździa do trumny, choć kusiło ją by powiedzieć parę zdań. Ale to pewnie zrobi innego dnia, gdy Moor będzie w pełni ubrany i bardziej gadatliwy. Teraz mogła jedynie pogrozić Wood palcem, by przestała aż tak bardzo wjeżdżać na psychikę nastolatka. Lucy oczywiście od razu zrozumiała przekaz i cała ochota na śmiechy z osoby chłopaka jakoś się ulotniła.

- Dobra koniec tych żartów, bo nam się jeszcze biedak rozpłacze – powiedziała jak zwykle wesołym głosem. – Teraz trzeba tylko poczekać aż wyschną twoje ciuchu i kulturalnie odstawić cię do domu.

- Nie przypominam sobie, bym w którymś momencie rozmowy powiedział, że chcę wrócić. – Joe popatrzył na zebranych spode łba i jeśli to możliwe, zachmurzył się jeszcze bardziej.

- Wrócisz, bo ja nie chcę być oskarżony o przetrzymywanie nieletniego, kiedy twój ojciec zgłosi zaginięcie. Poza tym ta ruda zołza… – Benjamin specjalnie podkreśli słowa odnoszące się do Cooper. – Była na tyle miła, że sprzedała jakąś bajkę twojemu starszemu i teraz sam nie będziesz musiał się nad tym zastanawiać. Bo chyba nie chciałeś mu powiedzieć, że uciekłeś do mnie. Przypuszczam, że nie spodobałby mu się opis mojej cudownej osoby.

Joe zdał sobie sprawę z tego, że znajdował się na straconej pozycji i będzie musiał spotkać się ze swoim, jakże ukochanym, ojcem. I tak właśnie, parę godzin później, kiedy ciuchy już wyschły a taksówka odwiozła go pod dom, był pchany przez przyjaciółkę w stronę drzwi. Wiedział też, że ucieczka na nic się zda, bo za rogiem stał Benjamin i Lucy, którzy byli gotowi rzucić się za nim w szalony pościg. Poza tym, dokąd miał uciec tym razem? Natura samotnika nie pozwalała mu na wybór z wielkiej palety przyjaciół, bo takowej nie posiadał. Biedny Moor przekonał się także, że Maya wcale do najsłabszych nie należała i z nieopisaną łatwością ciągnęła go w kierunku drzwi. Więc, kiedy nacisnęła dzwonek, a jego oczom ukazał się ojciec, serce o mało nie wyskoczyło mu przez gardło. Wiedział, że narozrabiał, jak jeszcze nigdy. I choć nie potrafił wyobrazić sobie krzyczącego ojca, wiedział, że dostanie porządną burę.

- Dziękuję ci – powiedział cicho mężczyzna w kierunku Cooper i uśmiechnął się do niej lekko. Jednak cała sympatia z jego twarzy zeszła, gdy tylko spojrzał na swojego pierworodnego. Jonathan złapał syna za ramię i mocno je ściskając, wprowadził go do domu. Joe miał nadzieję, że nie zostanie mocno ukarany, choć wszystko wskazywało na to, że będzie całkowicie odwrotnie. Usta jego ojca ścisnęły się tak mocno, że tworzyły tylko małą wąską linię, jego ręka natomiast miażdżyła mu ramię.

- Możesz wyzywać mnie, jak ci się tylko podoba. – zaczął poważnie. – Ale nie zgodzę się na to, byś obrażał kobietę, której nigdy w życiu nie spotkałeś. – Wraz z tymi słowami w nastolatku znów coś pękło. Nie spodziewał się, że będzie w stanie znów z taką samą mocją, jak wcześniej, nienawidzić własnego ojca.

- Więc znowu wszystko sprowadza się do niej. Ja się w ogóle zastanawiam, co za kobieta chciała takiego bezuczuciowego potwora na swojego partnera. Czym ja dla ciebie w ogóle jestem? Balastem? Problemem? Wpadasz do domu jak gość, po czym nagle mi oznajmiasz, tym swoim monotonnym głosem, że zamieszkamy z jakąś kobietą i jej dzieciakami, i oczekujesz, że ci z aprobatą przyklasnę? A możesz liczysz jeszcze na  to, że beztrosko będę do niej wołał mamo? Albo wiem! Mam lepszy pomysł, skoro do tej pory byłem tylko kulą u twojej nogi, to mnie oddaj, daj mi święty spokój, zrób cokolwiek chcesz! Ale wiedz, że jeśli karzesz mi zamieszkać z tą kobietą, to zrobię wszystko by zamienić życie twoje, jej i jej bachorów w piekło! – Joe nienawistnie popatrzył na zdziwioną twarz ojca i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, pobiegł do swojego pokoju i zamkną drzwi na klucz. Wzburzony wszedł do łazienki i puścił wodę, by ojciec nie usłyszała jego żałosnego łkania.

- Co ja mu takie zrobiłem, że woli jakąś obcą kobietę i jej dzieci? – wyjęczał do siebie i nie powstrzymując się już zupełnie, rozpłakał się całkowicie.

Jonathan zdawał sobie sprawę z tego, że był okropnym ojcem i że zaniedbywał swojego jedynego syna. Jednak zawsze kiedy próbował spędzić z nim czas, zauważał, że Joe był do niego niezwykle chłodno ustosunkowany. Czuł, że jego obecność w domu był dla niego niezręczna, więc wolał większość czasu spędzać w pracy i delegacjach. Mężczyzna doskonale wiedział, kiedy zaczęło się między nimi źle układać. Jednak żaden z nich, nie zrobił odpowiednich kroków, by całą sytuację naprawić. Gdy Jonathan chciał normalnie porozmawiać z synem, ten burczał coś niezrozumiałego pod nosem i natychmiastowo szedł do pokoju, zostawiając go samego. Jonathan nie znosił tej pustki, która zapanowała w domu po stracie żony. Nie potrafił poradzić sobie z własnymi emocjami, więc jak miał poradzić sobie z rozchwianym nastolatkiem? Nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie, nie ważne jak długo szukał. Sytuacja w domu była tak przygnębiająca, że wolał do niej nie wracać. Kochał swojego syna ponad wszystko, jednak to co robił, zawsze źle się kończyło. Zdawał sobie sprawę z tego, że Joe źle przyjmie wiadomość o zamieszkaniu z obcymi ludźmi. Nie spodziewał się jednak, że wybuchnie z taką mocą. I choć próbował, nie był zły na syna. W tym momencie miał pretensje tylko do siebie. Więc gdy drzwi od pokoju Joe’go zamknęły się tak gwałtownie, miał ochotę wyjść z mieszkania i znów zostawić wszystkie problemy. Tak się jednak nie stało. Dziękował Bogu, że kiedyś zrobił zapasowy klucz do drzwi nastolatka i schował go w szufladzie. I choć wiedział, że wchodząc tam, zdenerwuje syna jeszcze bardziej, musiał to zrobić. Jeśli dzisiaj sobie odpuści, to równie dobrze może się pożegnać z synem. Stawiając wszystko na jedną kartę, wszedł do jego pokoju.

7 komentarzy:

  1. No i bardzo ciekawe co tam mu ojciec powie ;) nie dziwię sie Joe'emu że tak sie na niego wkurza, jego ma gdzieś a za inną rodziną lata! Ben w tym rozdziale uroczy, nie mam innego przymiotnika, którym mogłabym go określić :D według mnie jednak za mało Jamie'ego! Dawaj mi białowłosego! <3 dziewczyny powoli działają mi na nerwy, wszystkie trzy. Czepiają się i zachowują niemiło i w stosunku do Bena jak i Joe. No w sumie mają trochę racji ale i tak mnie denerwują powoli xd
    Dużo weny i nie rób takich przerw między tymi rozdziałami :(

    Apocalypse

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram Apocalypse w 100 % co do Joe'go i Bena. Jamie'go jakoś mi nie brakowało, a dziewczyny denerwują mnie od samego początku- wszystkie trzy.
    Duuużo weny. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, dzień dobry lol XD
    "była pewna miejsca pobytu Joe" Nie jestem w stu procentach pewna, ale imię chyba powinno być odmienione ;o W sensie w polskim odmieniamy, ale to jest obcojęzyczne imię. Ale w sumie potem je odmieniasz, to chyba tu też powinno być, tak sądzę xD.
    "Lucy natomiast wykorzystując chwilę nieuwagi mężczyzny wepchał się do mieszkania, ciągnął za sobą Cooper." Czyżby Lucy stała się mężczyzną? xD
    "Nie czuła się przy nim jakoś wybitnie komfortowo, aczkolwiek miała wrażenie, że Joe już się do niego przyzwyczaił. Nie mogła tego do końca pojąć, jednak dziewczyny już ją zdążyły uprzedzić, że do jego dziwacznych zachowań trzeba się przyzwyczaić i przede wszystkim nie można mu dać wyczuć strachu." Tutaj słowo "przyzwyczaił" się powtarza, ale w sumie to sama mam z tym problemy, więc tylko zwracam uwagę xD.
    "teraz powinno nastąpić zrzucenie winy na Eliota, który zaczął obmacywać Eliota" chyba znów się zgubiłaś, albo ja jak zwykle czegoś nie ogarnęłam (nie zdziwiłoby mnie to xD)
    Więcej błędów (właściwie to są błędziki nie błędy xD) raczej nie wyłapałam. Ogólnie lubię to, że akcja idzie w odpowiednim tempie, nie rozwlekasz jej (jak to ja mam w zwyczaju czasem xD) ani nie pędzisz za bardzo (jak to ma w zwyczaju 80% autorek blogowych opowiadań :c).
    "Tak ostro się do niego dobierałeś, że z jego ciuchów zostały strzępy?" Nie wiem czemu, kocham to zdanie <3
    Joe zaczyna mnie denerwować, przykładowo tym, że tak bardzo nie chciał wrócić do domu. No serio, nie lubi ojca, woli go unikać, ale to nie jest powód, żeby zwalać się na głowę prawie obcym ludziom xD Do tego chyba za bardzo to przeżywa. Znaczy rozumiem go, ale to chyba nie jest jakaś tragedia, że ojciec chce sobie ułożyć życie? xD Uwielbiam to, że stworzyłaś tak denerwującego bohatera. Dla mnie postacie powinny właśnie wzbudzać jakieś emocje, a Tobie wychodzi to doskonale :D. Zaczynam lubić Mayę. Serio, jakaś wielka zmiana w niej zaszła od ostatniego rozdziału, albo po prostu teraz zaczynam ją lepiej poznawać. W każdym razie oddałam na nią swój głos w ankiecie, bo tak xD. W dalszym ciągu pilnie oczekuję Jamiego! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to przeważnie przez roztrzepanie takie błędy walę, ale dzięki za zwrócenie uwagi. Czytam to raz po napisaniu i nie potrafię sama wszystkiego wyłapać, a więcej razy czytać mi się nie chce (a powinnam) ;p Dobrze, dobrze zwracaj na to uwagę, to będę poprawiać XD

      Usuń
    2. Komentarze piszę w notatniku w trakcie czytania, więc to nie problem wyłapywać takie rzeczy, polecam się na przyszłość ;3
      PS. Dodałam do linków u siebie ;D

      Usuń
  4. Wspaniale,wspaniale,WSPANIALE!
    Rozdzial bardzo mi sie podobal,ciekawi mnie kogo wybierze Joe.
    Pisz szbciej,nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu!
    /Nya

    OdpowiedzUsuń
  5. Aww, biedny Joe...
    Maya pokazała, że ma jaja, czego nikt się nie spodziewał xD Lucy pewnie ją potem nagrodzi....
    I co mu ten ojciec powie? Już się biorę za następny rozdział~~
    Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale byłam na wyjeździe w Niemczech ;w;

    OdpowiedzUsuń