Miller
wyglądał w tym momencie na najszczęśliwszego człowieka, na
całej naszej pięknej planecie. Aczkolwiek jedynym problemem w tej sytuacji był
sam Joe, który zachowywał się jak kukła. Sytuacja ta musiała zostać naprawiona
za wszelką cenę, Benjamin chciał się bowiem troszkę zbawić i poprawić sobie, i
tak już dobry humor. Moor jednak nie wyglądał jakby chciał w jakikolwiek sposób
współpracować. Po wyjściu Amelii, obrócił się twarzą do ściany i udawał, że
Benjamina w pomieszczeniu po prostu nie było, nie ma i nie będzie. Niewątpliwie
jednak, jeden jak i drugi dążyli do całkowicie sprzecznych celów.
Miller podszedł do
naburmuszonego chłopaka i przycupnął tuż za nim. Psychologiem był fatalnym,
jednak uznał, że przydałoby się chociaż połowicznie dowiedzieć, co takiego
zatrząsnęło światem młodego chłopaka.
- Powiesz mi co się
stało czy będziesz tak siedział jak zaklęta figurka? – Odpowiedziała mu
oczywiście głucha cisza. I chociaż ciało Moora lekko się spięło, to z jego
gardła nie wydobył się nawet najmniejszy dźwięk. Joe nie chciał rozmawiać z
Amelią, a co dopiero z mężczyzną, który cały czas wyprowadzał go z równowagi.
- Czyli rozumiem, że
mam użyć swoich czarów żeby znów przywrócić cię do normalności. – Kiedy Miller
znów nie doczekał się żadnej reakcji ze strony swojego gościa, wstał i udał się
do łazienki. Wesoło podśpiewując pod nosem, wyjął wiaderko z szafki i napełnił
je po same brzegi lodowatą wodą. Tu trzeba zaznaczyć, że Benjamin zawsze
posługiwał się dosyć dziwacznymi metodami do
rozwiązywania problemów. Jednak najlepsze w tym wszystkim było to, że
przeważnie skutkowały. Tak też, niewiele zastanawiając się nad swoimi
poczynaniami, ruszył w kierunku zdołowanego Moora. Joe za nim zauważył, że
Benjamin zdążył uknuć naprawdę niecny plan, było już za późno. Kaskada ziemnej
wody uderzyła w chłopaka, wyrywając go ze stanu letargu. Joe prawie wbił się w
suit, tak bardzo zimna woda podziała na jego ciało.
- Czyś ty do reszty
zgłupiał?! – wrzasnął na całe gardło, a w jego oczach pojawiły się małe,
zdradzieckie łezki. Tego wszystkiego było zdecydowanie za dużo, jak na jeden
dzień. Moor miał ochotę wyskoczyć przez okno, by raz na zawsze z tym wszystkim
skończyć. Benjamin natomiast, zadowolony z tego, że jego plan poskutkował
uśmiechnął się szeroko i mimo uszu puścił słowa chłopaka. Złapał go za
rozpalone policzki i dał mu krótkiego, psotnego całusa w usta. Joe zaczął w
powietrzy wymachiwać rękami, jednak w końcu odepchnął od siebie tego
nieobliczalnego mężczyznę. Gniew, zdezorientowanie i irytacja wymieszały się w
nim tak skutecznie, że jego twarz nie wiedziała, którą emocję wyrazić jako
dominującą. Moor ruszył w kierunku drzwi, nie zważając na to, że był całkowicie
przemoczony. Naprawdę to go teraz najmniej obchodziło. Miller jednak dział
szybciej niż myślał, toteż przyciągnął do siebie roztrzęsionego chłopaka i
oprał jego plecy o swój tors.
- Puść! – zaskomlał Joe
i szarpnął się lekko. Benjamin jednak trzymał go tak mocno, a jego ciało było
tak przyjemnie ciepłe, że w zasadzie skończyło się na tym jednym szarpnięciu.
- Uspokój się –
wymruczał mu spokojnie do ucha, specjalnie obniżając ton głosu. Policzki
chłopaka leciutko się zaróżowiły, jednak w oczach wciąż wirowały iskierki
zdenerwowania. Moor wbił swoje spojrzenie w podłogę, nie wiedząc co powinien
zrobić. Wydarzenia wydawały mu się tak absurdalne, że jakakolwiek racjonalna
reakcja na nie, byłaby po prostu śmieszna. Dlatego też postanowił nie reagować
w ogóle, oczywiście tylko do odpowiedniego momentu.
- Powiesz mi w końcu co
się stało? – Głos Benjamina dalej był przyjemny w odbiorze, jednak Moor
postanowił, że nie da się na to nabrać. Za dobrze poznał diaboliczną stronę
mężczyzny, by teraz zwierzać się przed nim ze swoich problemów. Poza tym był
pewien, że Miller by go po prostu wyśmiał, a tego by chyba nie zniósł. Dlatego
też stanowczo odpowiedział:
- Nie. – Miller
odwrócił chłopaka twarzą do siebie i wbił w niego spojrzenie przenikliwych oczu.
- Jesteś uparty jak
połączenie baby z osłem. Nikt ci nigdy nie mówił, że jak się komuś zwierzysz ze
swoich problemów, to będzie ci lżej?
- Na pewno nie, jak
zwierzysz się psychopacie – odgryzł się chłopak. Wcześniejsze porównanie do
hybrydy kobiety i osła nieco go ubodło. Jednak gdzieś tam w głębi pojawiła się
mała, niechciana myśl, że Miller miał trochę racji.
- To może chociaż
powiesz, czemu przylazłeś akurat tutaj?
- Nie. – Benjamin
przewrócił bezradnie oczami. Spodziewał się trochę bardziej rozbudowanej
konwersacji. Jednak dzisiaj Joe przechodził samego siebie.
- Dobra, skoro nie
chcesz dobrowolnie rozmawiać, to się chociaż dobrowolnie rozbierz. – Moor
podniósł zdezorientowane spojrzenie na mężczyznę, a jego twarz automatycznie zrobiła się cała czerwona.
Tego się zdecydowanie nie spodziewał. Czy on go chciał aż tak jawnie
wykorzystać? Benjamin natomiast widząc, jaką reakcję wywołał u chłopaka, o mało
nie przewrócił się ze śmiechu. Jednak należy wspomnieć, że specjalnie
sformułował swoją wypowiedź, tak a nie inaczej. Gdy już lekko ochłoną, odezwał
się do całkowicie zdezorientowanego Moora.
- I to ja jestem
zboczony? – spytał kpiąco. – Nie wiem czy pamiętasz ale jesteś cały mokry,
zdejmij te mokre szmaty, a ja dam ci coś suchego. Jakbyś się przeziębił, Amelia
prawdopodobnie kazałaby mi przez miesiąc spać na balkonie.
- Chyba nie myślisz, że
się przy tobie rozbiorę?! – pisnął lekko przerażony.
- Prędzej czy później
to zrobisz – odpowiedział, całkowicie pewien mocy swoich słów. Moor zmierzył
zimnym spojrzeniem stojącego przed sobą mężczyznę i niewiele zastanawiając się
nad tym co mówi, wypalił coś, czego normalnie by nie powiedział.
- Prędzej rozbiorę się
przed Jamie’m niż przed tobą. – O dziwo, Miller nie odpowiedział niczego
błyskotliwego. Poszedł do swojego pokoju, na chwilę zostawiając Moora samego ze
sobą. Jednak po sekundzie wrócił i cisnął koszulka w stronę chłopaka.
- Idź się przebierz
gnojku, wiesz gdzie jest łazienka – powiedział chłodno, po czym udał się do
salonu i rozsiadł się wygodnie przed telewizorem. Cóż, nie tego się Joe
spodziewał. Jednak posłusznie wykonał zadanie, zaczynało mu już być zimno w
mokrych ciuchach. Niestety po wyjściu z łazienki, nie bardzo wiedział, co
powinien zrobić. Jedno czego był absolutnie pewien, to to, że Benjamin się na
niego obraził. Jednak o jakimkolwiek przepraszaniu nie było mowy. Miller cały
czas stroił sobie z niego żarty i jeszcze nigdy nie wypowiedział tego
magicznego słowa. Więc dlaczego sumienie tak bardzo męczyło biednego Moora?
Chłopak westchnął bezgłośnie i na palcach poszedł tam, gdzie właśnie znajdował
się mężczyzna. Benjamin rzucił ukradkowe spojrzenie w kierunku wchodzącego
chłopaka. W momencie, w którym Joe przekroczył próg salonu, Miller wstał,
wyłączył telewizor i poszedł do swojego pokoju. Chłopak zdziwił się tego dnia
po raz kolejny. Postał tak chwilę w miejscu, po czym szybkimi i zdecydowanymi
krokami poszedł za Benjaminem. Mężczyzna widząc, że Joe nie zamierza się
poddać, chciał znów wykonać wcześniejszy manewr i zmienić pomieszczenie. Moor
jednak zagrodził Millerowi wyjście z pokoju, nie pozwalając się ominąć.
- Możesz przestać
zachowywać się jak kretyn? – spytał lekko podirytowany. Przecież to on miał zły
dzień i nie uśmiechało mu się bieganie za wielce obrażonym panem Benjaminem. Mężczyzna
natomiast spojrzał nie niego obojętnie i odpowiedział krótko:
- Nie. – Joe na te
słowa o mało nie wyskoczył z siebie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że
Miller robił to wszystko specjalnie, tylko po to, żeby się na nim odgryźć. Mimo
wszystko głupi nie był.
- Teraz to ty
zachowujesz się jak obrażona baba. – Moor nie zamierzał się poddać. Wydawało mu
się, że siedzenie z naburmuszonym Benjaminem było jeszcze gorszą opcją, niż przebywanie
z nim, kiedy zachowywał się całkowicie po swojemu.
- No i co? – Miller
dalej był niewzruszony, chociaż nie spodziewał się tego, że chłopak zagrodzi mu
przejście.
- Ano, to że… - zaczął,
nie wiedział jednak jak skończyć. Benjamin widząc, że Joe zaczyna się miotać,
po prostu mu przerwał.
- Nie męcz się już. Po
prostu idź, usiądź sobie w kącie i nie zawracaj mi więcej dupy. – Mężczyzna
odepchnął Moora i tym razem udał się do kuchni. Nie jest tajemnicą, że bawił
się przy tym wszystkim doskonale, w przeciwieństwie do zdezorientowanego
chłopaka. Joe niewiele myśląc, znów powlókł się za sylwetką mężczyzny, ponieważ
inne, bardziej racjonalne wyjście nie przychodziło mu do głowy. I tak pewnie
wyglądał w oczach Benjamina, jak ofiara losu, więc dlaczego miałby tego obrazu
nie pogłębić jeszcze bardziej?
- Mam ci załatwić
jakieś zabawki żebyś się w końcu czymś zajął? – Miller uwielbiał patrzyć na
zmieszaną twarz chłopaka i pewnie dlatego wciąż go tak bezlitośnie męczył.
Zastanawiał się, jakie były limity tego biednego cudaka i jak na razie, był
szczerze zdziwiony tym, że Moor dawał sobie radę. Oczywiście dosyć nieporadnie,
ale to w tym wszystkim było wisienką na tym wspaniałym torcie okrucieństwa.
- Dlaczego nie możesz zachowywać
się normalnie? – dopowiedział pytaniem na pytanie. Sytuacja zaczynała go przerastać,
niewiele brakowało, a nawet byłby w stanie go przeprosić. Choć, do stanu
całkowitej desperacji jeszcze trochę mu brakowało.
- Bo nie lubię –
odpowiedział bez namysłu. – Przywlecz za mną jeszcze raz swoje dupsko, a
zobaczysz, co się stanie. – Benjamin znów wyminął swojego małego gościa i
poszedł do pokoju Amelii. Cóż, diablica wyszła, więc on mógł beztrosko wkroczyć
sobie w jej włości. Poza tym, Benjamin uwielbiał przesiadywać w jej pokoju,
kiedy oczywiście właścicielki nie było w domu. Zawsze znajdował tam bardzo
ciekawe rzeczy. Jednak musiał pamiętać o tym, by wszystko odkładać na miejsce.
Jego ukochana sistra był straszną pedantką.
Tak więc, Miller
rozłożył się wygodnie na łóżku i wziął do ręki pierwszy przedmiot, który leżał
najbliżej niego. Była to jakaś pamiątka skądś tam, o której istnieniu Benjamin
nie miał żadnego pojęcia i niewiele go to obchodziło. Musiał sobie jednak znaleźć
jakiś zajęcie dla ruchliwych rąk. Więc kiedy on z zapałem obracał przedmiot w
rękach, Moor jakby zapominając o wcześniejsze przestrodze, po raz kolejny udał
się śladami dręczyciela. Wszedł do pokoju energicznym krokiem i po prostu
krzyknął:
- No dajże już z tym
spokój! – Jego twarz była lekko zaróżowiona, a dłonie drżały, jednak mimo
wszystko wyglądał nawet dosyć stanowczo. Benjamin natomiast, odstawił
nieszczęsną pamiątkę na miejsce i popatrzył na zabawkę, która sama dopraszała się
o uwagę. Moor dostrzegł ten niebezpieczny błysk w oczach Benjamina, jednak
jakoś nie chciał uciekać. Ta odważniejsza część jego duszy chciała sprawdzić,
co takiego ten szaleniec znów wymyślił. Poza tym, Joe nawet jakby chciał, to
nie miał dokąd uciekać. Miller widząc tę lichą stanowczość, o mało się nie
roześmiał. Jednak zapanował nad tym odruchem i spokojnie podszedł do chłopaka. Dosyć
stanowczo i oczywiście mało delikatnie, pchnął go na ścianę, a ręce oprał w
taki sposób, by zagrodzić mu jakąkolwiek drogę ucieczki. Benjamin znalazł się
tak niebezpiecznie blisko Moora, że wszystkie mięśnie chłopaka automatycznie spięły się, jak najmocniej
tylko mogły. Nie wspominając już o biednym, galopującym sercu. Jednym słowem,
Joe’go zmroziło. Benjamin natomiast zbliżył swoje usta do ust chłopaka i
powiedział, jak zwykle z lekką ironią:
- Ostrzegałem. – Po tych
słowach pocałował go gwałtownie.
Tylko czekać na dalszy rozwój sytuacji. Czy między nimi coś zajdzie czy może ktoś im przerwie, mam nadzieje że opcja nr 2 nie zaistnieje. No, dobra, mogłaby zaistnieć ale dopiero po tym jakby się już zmacali w większym czy też mniejszym stopniu.
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaa, tak wreszcie!!!!!! Miła niespodzianka po powrocie do domu! Dziękuje!!!!!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny, bardzo lubię twój styl pisania. A co do samej treści... cholera! Dlaczego akurat Benjamin? Po prostu go nie lubię, jest dla mnie zwykłym troglodytą, a Joe zasługuje na kogoś lepszego (o jeżu, co ja piszę o.o). Dlatego też właśnie głosuję na Jamiego (albo, o którym już wspomniała Basia(?), trzeciego adoratora, który skradnie serce Moora).
OdpowiedzUsuńJeszcze nic nie jest przesądzone, ja lubię dwójkę bohaterów ;)
UsuńA ja tam lubie Benjamina:) Jamie mnie wkurwia nie wiem czemu. Rozdział świetny jak zwykle :)
OdpowiedzUsuń"Prędzej rozbiorę się przed Jamie’m niż przed tobą." Awwww, tak Joe, pędź do Jamie'go i się przed nim rozbierz, on będzie wiedział co dalej <3 Bardzo kibicuję Eliotowi, choć Ben też jest słodki, ale na zupełnie inny sposób. Jego obrażanie się i "księżniczkowanie" nie jest pociągające, ale jak staje się konkretniejszy to zyskuje w moich oczach :3 Ruru, wirtualna piątka! W końcu nie jestem sama w dopingowaniu Jamie'go <3 Bo mimo wszystko białowłosy jest seksowniejszy.
OdpowiedzUsuńCo nie zmienia oczywiście faktu, że nie jestem ciekawa co się wydarzy dalej, po tym "ostrzegałem" Millera. Może w końcu posuną się dalej? Obyyy? :3
Pisz dalej już bez takich przerw :( No i weny, by Ci się łatwiej pisało!
Apocalypse
just-existence.blogspot.com
Witam,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, Benjamin on to ma sposoby aby przywrócić do rzeczywistości Joe...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Foch za focha... Primadonny istne :D Z czego jedna zrobiła to jak najbardziej z rozmysłem ^^ Myślałem, że Joe wybiegnie, jak Benjamin "olał" jego obecność... Tymczasem nasz ukeś dał się sprowokować i wpadł w pułapkę, jak głupiutka myszka... No, ale za to słodka myszka :3 Liczę, że troszkę się będzie działo. Choć z Joe'm to nie wiem, czy nie spróbuje uciec z piskiem... Co prawda swym uporem i nieco też stanowczością, zapunktował... to jednak na razie jest za bardzo rozbity i coś czuję, że daleko nie zajdą :S Noooo i akcja z wodą... ^^ Niezła metoda... A tekst z rozebraniem się... Heh :D Ok, idę nadrabiać dalej ^^ Buźka :*
OdpowiedzUsuń