Joe wspominał te
gorzkie weekendowe chwile przez cały tydzień. Na początku nie chciał nawet
słowem odezwać się do Cooper. Na przerwach omijał ją szerokim łukiem, a na
lekcjach udawał, że dziewczyna nie istnieje. Jednak nie mogło to trwać w nieskończoność.
I w zasadzie trwało tylko do środy rano. Maya patrzyła na niego tak smutnym i przepraszającym wzrokiem, że
nie mógł już jej dłużej karać. Mimo wszystko, była jego jedyną przyjaciółką.
- Dobra, powiedzmy, że
już mi przeszło – powiedział dosyć mało subtelnie, gdy przechodził obok
dziewczyny. Maya była tak szczęśliwa, że od razu rzuciła mu się na szyję, co
oczywiście przyciągnęło uwagę wszystkich dookoła. Joe chciał odczepić od siebie
szczęśliwą Cooper, jednak nie było to takie łatwe. Skąd u dziewczyny tyle siły?
No chyba, że to on był wyjątkowa słabym facetem.
- Tak się cieszę! –
powiedziała Maya przez łzy. – Już myślałam, że nigdy się do mnie nie odezwiesz!
– Joe pomyślał, że taki właśnie był plan.
Jednak nie chciał jej ranić jeszcze bardziej. W końcu aż tak źle nie skończył.
- Dobra, dobra… Weź już
się odczep, bo się wszyscy gapią. – Głos Joe’go był lekko poddenerwowany.
Nienawidził okazywania uczyć, ani specjalnej wylewności, dlatego też czuł się
teraz maksymalnie zażenowany.
- Ech – westchnęła i
popatrzyła na zawstydzonego Moora. – To może mi coś opowiesz?
- Nie ma czego
opowiadać… - Joe starał się wykręcić. Wszystko w jego opowieści wiązało by się
z tym cholernym głupkiem.
- I obraziłeś się na
mnie za nic, tak? – Cooper naburmuszyła się lekko.
- No nie do końca za
nic. Za coś, no miałem powód, ale błagam pozwól mi o tym zapomnieć!
- Nie, chcę wiedzieć za
co się obraziłeś. Bo jak dla mnie to wygląda na to, że za to, iż musiałeś
rozmawiać z nieznajomymi ludźmi…
- Za to poniekąd też i
za to, że mnie zostawiłaś, skoro musisz już wiedzieć. – Joe ściszył głos i
dodał po chwili. – I za to, że musiałem spędzić noc z Benjaminem…
- Co?! – wrzasnęła
Maya. – Spałeś z… - Na szczęście nie zdążył skończyć, Moor zatkał jej usta
dłońmi. Na jego czole natomiast pojawiły się małe kropelki potu, jeszcze by
tylko tego brakowało, żeby jakaś postronna plotkara usłyszała o jego niemiłych
przygodach.
- Zamknij się –
wysyczał. Nie poznawał jej, od kiedy zrobiła się taka krzykliwa i przejęta? Co
za baba!
- No dobra – Maya
ściszyła głos. – Spałeś z tym Benjaminem? W życiu nie podejrzewałabym cię o
takie przejawy chuci – powiedziała dławiąc się powietrzem. Nie mogła uwierzyć w
to, co właśnie usłyszała.
- Czyś ty babo zmysły
postradała? W łóżku jego spałem, a on doczepił się później… -Postać Benjamina
prześladowała go cały czas, choć widział go tylko raz w życiu. Co za sromotna
porażka…
- A, czyli się z nie
przespałeś w sensie aktu fizycznego, tak? – Joe popatrzył krzywo na
przyjaciółkę. Cóż to u diabła, był za dobór słów?
- Nie, do żadnego
gwałtu na mojej osobie nie doszło. W ogóle zostawmy już ten temat co?
- No spoko – zgodziła
się dziewczyna i wzięła zdenerwowanego chłopaka pod ramię. Z chęcią poznałaby
więcej szczegółów, ale wiedziała, że żeby tego dokonać, niestety musiałaby
Moora upić. Doskonale wiedziała jak obsługiwać się z mało rozmownym i wylewnym
przyjacielem. A okazja to tego, by wyciągnąć od niego parę gorących informacji,
z pewnością niedługo się nadarzy.
Kiedy
wyszli ze szkoły, oczom Moora ukazała się znana już czupryna. Chłopak lekko
zbaraniał, po czym pytająco popatrzył na szczęśliwą przyjaciółkę.
- Lucy! – Uradowana do
granic możliwości Maya, pobiegła szybko do kobiety. I takim oto sposobem
zdziwiony Joe stał na środku drogi i patrzył przed siebie, jakby ujrzał właśnie
powojenny krajobraz. Nie podobało mu się to w ogóle. Kontaktów z przyjaciółką
nie zmierzał zrywać, a ona, jak widać nie zamierzała zrywać ich z Lucy. Szybko
myśląc o całej sytuacji, wykombinował, że w jego życiu i Benjamin pojawi się
jeszcze parę razy. Z sercem na ramieniu podszedł do pstrokatej kobiety i
przywitał się z nią.
- Cześć… - wybełkotał
mało przyjaźnie.
- O, Joe jak zwykle
pełen życia. – Usłyszał w odpowiedzi żywiołowy i pełen wesołości głos. Jednak
postanowił tę uszczypliwą uwagę zignorować. Nie pozostawało mu nic innego, jak
szybko oddalić się od potencjalnego zagrożenia. Pomachał dziewczynom na
pożegnanie i powoli udał się w kierunku swojego domu. Przynajmniej taki miał
plan. Zaaferowany pojawieniem się pstrokatej kobiety, nie zauważył jeszcze
jedne osoby. Dopiero głos, który w miarę pamiętał, uświadomił go w tym, że tak
szybko nie odejdzie.
- A ze mną się nie
przywitasz? – Zaskoczony Joe spojrzał w kierunku osoby, z której wydobył się ów
znajomy głos.
- Cześć Jamie –
powiedział tak wesoło, jakby dowiedział się właśnie o śmierci kogoś z rodziny.
Nawet jakby chciał, nie mógłby być w tym momencie weselszy. Miał wrażenie, że został uknuty jakiś plan, o
którym on oczywiście nie wiedział. Popatrzył podejrzliwie na przyjaciółkę,
która uparcie unikała jego spojrzenia. Przeklęta Cooper znowu coś
wykombinowała, zdecydowanie za szybko jej wybaczył.
- Niczego mu jeszcze
nie powiedziałaś? – Lucy skierowała pytanie do rudowłosej dziewczyny, która
tylko przytaknęła. Moor miał ochotę odwrócić się na pięcie i uciekać w cholerę
i jeszcze trochę dalej.
- Dziwisz jej się? –
spytał Eliot. – Joe wygląda jakby właśnie usłyszał wyrok śmierci. – Mężczyzna
podszedł do chłopaka i przyjaźnie położył mu dłoń na ramieniu. Moor popatrzył
na część ciała, które właśnie na nim zaległa, z nieukrywaną odrazą. Strzepnął
dłoń, ze swojego ramienia i spytał nie kryjąc irytacji:
- Czego chcecie, co?
- Uspokój się –
powiedziała pokojowo Lucy. – Chcieliśmy ci zaproponować wspólne wyjście, do
kina to wszystko.
- Aha, nie dziękuję –
odpowiedział chłodno i spróbował ruszyć przed siebie. Natrętna dłoń Eliota, tym
razem jednak znalazła się na jego nadgarstku.
- Jeśli nie pójdziesz
dobrowolnie, wydelegujemy do ciebie Benjamina. – Joe zakrztusił się własną
śliną, którą niestety przełykał w tym właśnie momencie. Jego organizm słysząc
to zakazane imię, najwidoczniej chciał unicestwić sam siebie.
- Czyli… - zaczął
niepewnie. – On też będzie?
- On i jego siostra –
odpowiedziała mu tym razem Lucy. A Moor myśląc o piekielnym rodzeństwie pobladł
jeszcze bardziej. Był dopiero środek tygodnia, a on czuł się jakby właśnie
kończyła się sobota pełna uniesień.
- Chodź z nami, będzie
fajnie – odezwała się nieśmiało Maya, próbując przerażonego przyjaciela
podnieść nieco na duchu. Wiedziała, że gdyby sama zaczęła ten temat, to Joe
nigdy w życiu by się nie zgodził. Dlatego też, obdarzona nieco zmysłem taktycznym,
poprosiła o pomoc Lucy. Lucy natomiast poprosiła Eliota, by poszedł jako kropka
kończąca zdanie. Jamie zgodził się od razu, Joe bowiem od razu zrobił na nim
dobre wrażenie. Poza tym chęć podokuczania takiemu chłopaczkowi była ogromnie
wielka i okazała się siłą nie do okiełznania. Biedny Moor natomiast, jeszcze
nie zdążył się zorientować, że dziwnym trafem zaczął przyciągać ku sobie samych
sadystów.
- No ja nie wątpię, że
będzie cudownie. - zironizował Joe.
Szybko przeleciał wzrokiem po twarzach całej trójki. Od Cooper biła wina,
której nie dało się zignorować, Lucy uśmiechała się jak zawsze, a Jamie patrzył
na niego z taką siłę, że Moor nie był wstanie odmówić.
- To idziesz, czy dzwonić po naszą kartę atutową?
– spytała lekko zniecierpliwiona Wood patrząc na zegarek.
- Idę, idę. To o
której?
- Bądź gotowy na
dwudziestą. – Moor kiwnął głową dając znak, że wszystkie informacje zakodował
dokładnie w swojej głowie. Pomachał całej trójce na pożegnanie i szybkim
krokiem ruszył w kierunki swojego domu. Co jakiś czas, niczym paranoik, oglądał
się za siebie, czy nikt go nie śledzi. Jednak było to tak głupie i
niedorzeczne, że aż miał ochotę samemu sobie strzelić w twarz. Myśl o tym, że
znów będzie zmuszony stanąć twarzą w twarz z piekielnym rodzeństwem przerażała
go nie na żarty. Czyja to był wina? Znał na to pytanie odpowiedź. Maya.
Wszystkiemu była winna Cooper i jej dziwny zew przygody. Jeśli chce się szlajać
z tą bandą wyrzutków, droga wolna. Tylko dlaczego, do jasnej cholery, jego też
w to mieszała? Tego właśnie nie mógł pojąc, na co on tam? Na pewno nie miał
zamiaru robić za worek treningowy dla Benjamina. Dlatego też postanowił ubrać
się w zbroję anielskiej cierpliwości i
ignorować tego niezwykle irytującego osobnika spod ciemnej gwiazdy.
Parę minut po dwudziestej zawył bezlitośnie dzwonek do
drzwi. Ku swojemu zdziwieniu nie zobaczył całej ferajny, a tylko tę trójkę, z
którą rozstał się pod szkołą. Kulturalnie ze wszystkimi się przywitał i poszedł
razem z nimi na seans grozy. Po drodze udzielał tylko zdawkowych odpowiedzi,
nie mieszając się w zbędne polemiki. Zresztą cała trójka bawiła się doskonale
bez jego przemów, więc po co miał im psuć atmosferę. Czuł się nawet dobrze
wiedząc, że nie chcąc go wciągnąć w niepotrzebną konwersację. Jednak jego
spokój miną w chwili, w której ujrzał niebiską głowę Benjamina i surowy wyraz
twarzy jego siostry. Cieśnienie podskoczyło do samych granic, a serce prawie
wyrwało się z lichej klatki piersiowej. Takiego natłoku emocji nie doświadczył
chyba jeszcze nigdy i miał szczerą nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz.
- Co tak długo? –
warknął lekko zdenerwowany Miller do roześmianej grupki. Joe na wszelki wypadek
stanął za nimi, by niepotrzebnie nie rzucać się w oczy. Miał nadzieję, że może
jakimś magicznym sposobem, Benjamin nie zorientuje się, że Moor tutaj jest.
Niestety trudno byłoby mu przekonać o tym samego siebie, a co dopiero Millera.
- A ta pokraka czemu
się tak za wami chowa? – Joe doskonale wiedział, że ów pytanie odnosiło się do
jego osoby. Jednak tak jak wcześniej postanowił, przywdział zbroję cierpliwości
i nie odpowiedział nic na zaczepne pytanie.
- Nie strasz go – w
odpowiedzi Miller usłyszał głos swojej siostry i standardowo poczuł lewy
sierpowy.
- Hej Joe, wybacz, że
wtedy tak na ciebie naskoczyłam, ale ta niebeska pokraka potrafi strasznie denerwować. – Panna Miller uśmiechnęła się ciepło i podała dłoń Moorowi –
Jestem Amelia. – Moor odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się niepewnie. Dobrze
wiedział, że to wilk w owczej skórze i wolał jej niczym nie zdenerwować.
Po upływie paru minut,
cała trójka siedziała już wygodnie w sali kinowej. Tylko Joe siedział jak na
szpilkach. Nie dość, że jego miejsce znajdowało się między Eliotem a Millerem,
to jeszcze żeby dopełnić katastrofy, to właśnie dowiedział się o tym, że film
to najprawdziwszy horror. Tak cudowanie stereotypowej sytuacji, także nie miał
okazji jeszcze przeżyć. Ile on będzie tym ludziom zawdzięczać, naprawdę nic,
tylko pójść i skoczyć na beton. Jak można wywnioskować, Joe oczywiście
nienawidził horrorów, krzyczał na nich jak mała dziewczynka. A ostatnią rzeczą,
którą chciałby pokazać Benjaminowi był jego strach. Moor westchnął głośno,
zastanawiając się dlaczego karma jest taką paskudą zołzą. Jednak nic mu z tego
myślenia nie wyszło i postanowił się skupić na tym, by nie krzyczeć podczas
filmu.
- Coś się stało?
Wyglądasz jakbyś siedział na krześle elektrycznym. – Jamie popatrzył na
wystraszony wyraz twarzy chłopaka. Już dawno nie widział kogoś tak bladego. Joe
wyglądał jakby śmierć właśnie grała z nim w szachy, a stawką było jego życie.
- Pewnie się boi
horrorów. – Zamiast Moora odpowiedział prześmiewczy głoś Millera.
- Jeśli się tak bardzo boisz, to ja cię mogę przytulić. – Eliot puścił oczko w stronę zawstydzonego chłopaka i uśmiechnął się rozbrajająco. Moor naprawdę miał ochotę coś odpowiedzieć, jednak jakimś dziwnym sposobem nie mógł. Także po zgaszeniu świateł zrobiło mu się nawet lżej wiedząc, że nie będzie musiał już dłużej wysłuchiwać swoich sąsiadów.
Nadrobiłem ^.^ Wciągnęło mnie i puścić nie chce... Fajna historia ^.^ Zarąbiste postaci z ciekawymi charakterkami :) Lubię Benjamina, a Joe jest też interesujący... taki słodko-kwaśny, rzedkłbym :D Czekam na kolejną notkę z niecierpliwością :) Weny życzę i pozdrawiam ciepło :) Buźka! :*
OdpowiedzUsuńWięc Joe znalazł się między przysłowiowym młotem a kowadłem. Ciekawe, co z tego wyniknie? Czy w ramach rozpaczy rzuci się na Benjamina czy Eliota. A może zachowa zimnom krew i obejrzy cały film bez krzyku? Czekam z niecierpliwością, na kinową męczarnie Joe. ;)
OdpowiedzUsuńO bieeedny Joe.... Chłopcy z pewnością nie dadzą mu żyć na tym filmie.... Mam dziwne wrażenie, że będą hinty trójkącika....
OdpowiedzUsuńPotrzebuję więcej hintów Mai i Lucy, proszę, są takie słodkie ;w;
Joe, taki alien, much introwertyk, tylko czekać, aż się Ben za niego weźmie i oswoi....
A ta Amelia jest dalej słodka, serio <3
Czekam na więcej~~
PS: Zapraszam na nowy rozdział na moim blogu <3
No no, nie mogę się już doczekać następnego rozdziału, w którym opiszesz kinowe perypetie tych trzech, uroczych chłopców. Ciekawe w czyje ramiona rzuci się Joe. Albo czyje ramiona rzucą się na niego :D Chociaż stawiam na to drugie, przeczytawszy już te pięć rozdziałów z nim w roli głównej. Jak ja uwielbiam takie sytuacje! Moje małe serce napełnia się wtedy radością!
OdpowiedzUsuńWena, byle szybciej! ^^
Chyba najbardziej polubiłam Eliot'a :D Lubię takie charaktery i w ogóle podoba mi się to, że próbuje dokuczyć czy też zawstydząć Joe ^^ Jejku, ciekawe jak potoczy się akcja w kinie, bo mam już wielką ochotę na podteksty yaoi ;d
OdpowiedzUsuńProszę, pisz jak najszybciej potrafisz <3
Pozdrawiam, Mei.
Ano.. to może na wstępie przepraszam za opóźnienie, ale ostatnimi czasy (to jest tak od jakiegoś roku xD) nie mam kompletnie na nic czasu.. no ale przynajmniej potwierdza się moja teoria, że jak się zawali jedno, to jak na zawołanie wszystko inne też...
OdpowiedzUsuńNo ale tyle o mnie. ;)
Blog jest SUPER !!
Począwszy od wyglądu, który przyznaję baardzo mi sie podoba kończąc na opowiadanie, które swoją drogą jest tak wciągające, że aż mnie skręca od środka, a w główce mam tylko jedno pytanie mianowicie "Co będzie dalej?!" ;D
Jeśli chodzi o bohaterów, to mam ogromny dylemat.. Chyba nie potrafię stwierdzić, który podoba mi się najbardziej.
Każdy z nich ma zupełnie inny, a zarazem ciekawy charakter. Hmm.. myślę, że jak przeczytam kolejne rozdziały to upatrzę sobie któregoś ;)
No to już na koniec.. bo się chyba za bardzo rozpisałam...
Czekam na następny rozdział ! Zżera mnie ciekawość, co będzie się działo w tym kinie ;D
Pisz szybko ;*
I Duuuużo weny Ci życzę ;*
Aj.. wiedziałam, że o czymś zapomnę.. zawsze zapominam ;D
UsuńMam nadzieję, że nie obrazisz się jak wstawię Twojego bloga na swoim, w zakładce "Warto odwiedzić" ?
Witam,
OdpowiedzUsuńJoe mógł się jeszcze trochę po boczyć na Miye, wtedy może by się i wykręcił od tego kina.... cóż za świetny szantaż... bo pójdziemy po Benjamina... no tak ten się nie będzie szczypał, przeżuci go przez ramię i po kłopcie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
*zboczona, zboczona, zboczona Sarah powinna dostać zakaz czytania tego bloga*
OdpowiedzUsuńŚwiatła gasną, panowie, żądamy seksu! :D
~suchy, głupi tekst, a teraz poważnie:
bardzo mi się podoba Yeti... Słoń Benjamin troszeczkę stracił w moich oczach, ale sądzę, iż pewnie w następnych rozdziałach znów stanie się cudownym Glonem Wybawcą.
Cooper nie lubię. Lucy gra na moich nerwach jak Chopin na pianinie.
Powtórzę moją prośbę u numer Amelii, a najlepiej na rozmiar jej palców, gdyż pierścionek zaręczynowy nie jest z lycry i się nie rozciągnie/nie skurczy na jej paluszku.
Pozdrowionka!
44 yrs old VP Sales Sigismond Wyre, hailing from Keswick enjoys watching movies like Tattooed Life (Irezumi ichidai) and Painting. Took a trip to Church Village of Gammelstad and drives a Charger. Kliknij tutaj
OdpowiedzUsuń