-
Wcale nie podglądałem – wyjąkał cicho. Ale no co on liczył? Przecież został
złapany na gorącym uczynku.
- Jasne. Co, Benjamin
cię nie dopieszcza? – Joe zastygł na chwilę, po czym gdy dotarł do niego sens
słów, które usłyszał, spalił się mocnym rumieńcem. Nigdy w życiu nie był tak
zażenowany jak teraz! Cóż to za plugawe insynuacje wysuwał ów nieznajomy mu
człowiek? Gdyby tylko wiedział, że w jego życiu będą miały miejsce jeszcze
bardziej wstydliwe sytuacje…
- Niby… Niby dlaczego
ten niebieski glon miałby mnie dopieszczać w jakikolwiek sposób?! – pisnął a
jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Mężczyzna natomiast roześmiał
się donośnie, a w jego oczach przez chwilę można było dostrzec jakąś iskierkę,
która wyrażała najwyższy stopień zaintrygowania. Nikt jednak nie zwrócił na
nich szczególnej uwagi, wszyscy zajmowali się własnymi sprawami.
- Niebieski glon, oj
nie byłby szczęśliwy gdyby to usłyszał – powiedział wesoło i otarł ręką łezkę
rozbawienia. – Jak masz na imię?
- Joe Moor. – Ile
jeszcze razu będzie się musiał dzisiaj przedstawić? Najlepiej byłoby, jakby
zaraz nakleił sobie na pierś etykietkę ze swoim imieniem.
- Ja jestem Jamie Eliot
– uśmiechnął się przyjaźnie.
- Super – odpowiedział,
choć właściwie wolałby się teraz odwrócić i pójść gdziekolwiek. Czy dziwnym
zrządzeniem losu, będzie teraz skazany na towarzystwo tego człowieka? Joe nie
wiedział co o nim sądzić. Eliot wyglądał jak morderca, a zachowywał się jak
przyjazna sąsiadka spod siódemki. Kompletny mętlik. Ile jeszcze dziwnych
osobistości będzie zmuszony poznać w ciągu kilku minut?
- Och, więc jesteś z
tych, którzy mówią mało albo w ogóle?
- Tak właśnie z tej
zacnej grupy ludzi pochodzę, więc jeśli mógłbyś… Sam nie wiem, pójść? – Moor
nie miał ochoty grać miłego i sympatycznego po dzisiejszych przeżyciach. Zresztą
według jego mniemania, nigdy taki nie był i nie wyobrażał sobie, żeby w ciągu
najbliższych sekund miało się to zmienić.
- Daj spokój, sam
będziesz tutaj tak stał? Uważaj, bo twój ukochany glon się do ciebie znów
przypałęta. – Uśmiech nie schodził z twarzy Eliota, co szczerze mówiąc,
odrobinę denerwowało Moora.
- Czego ode mnie chcesz, co? Bo ja nie mam ochoty rozmawiać,
nie mam ochoty nawet tutaj być. Jednak wychodzi na to, że utknąłem. Pewnie
jeśli znów wyjdę, ten diabeł za mną wyleci i będzie mną rzucał po całym
chodniku, jak to miało miejsce parę chwil temu. Czy to ma w ogóle jakiś sens?
Bo ja nie wiem, po co tutaj w ogóle jestem. Maya gzi się na balkonie z tą pstrokatą
panną, a ja utknąłem w tym mieszkaniu – chwila pauzy. – Z tobą…
- Jednak mówisz całkiem
sporo. – Eliot roześmiał się po raz kolejny.
- Eh, sorry. – Joe zmieszał
się lekko. Co się stało, że aż tak rozwiązały mu się usta? Chyba Eliot był
właśnie świadkiem cudu i co najgorsze, nawet nie był tego świadomy.
- Chodź, usiądziemy
sobie pod ścianą i będziemy narzekać na ludzi. – Moor widząc, że nie miał już
żadnej szansy na ucieczkę, postanowił się po prostu poddać. Przynajmniej tym
razem nie będzie wyglądał jak odludek. Chociaż przez chwilę, dopóki Eliot się
nie znudzi.
- I będziemy tak
siedzieć, co? – Ściana była przyjemnie chłodna. Tyle ludzi w pomieszczeniu
potrafi wytworzyć prawdziwą saunę.
- Możesz dla mnie
zatańczyć jeśli chcesz – zironizował Jamie. Podobało mu się nieco zażenowane
oblicze Joe’go. Zresztą, co tu dużo kryć, cały Moor mu się podobał.
- Z pewnością bym to
zrobił, gdybym tylko umiał. – Starał się odpowiadać lekko i bez zbędnej
krępacji. Jednak nigdy nie był zbyt dobry w kontaktach z innymi ludźmi. A
szczególnie z takimi, którzy swoją aparycją potrafiliby onieśmielić nawet
najbardziej zaprawionego w bojach rozmówcę.
- Które piwo pijesz?
- W sumie, nie licząc
tamtego sprzed ucieczki, to pierwsze.
- Jeszcze trzy i
zatańczysz. – Joe pokazał język swojemu roześmianemu rozmówcy i upił łyk piwa. Byłby w stanie zatańczyć, gdyby się
upił. Wtedy byłby w stanie zrobić wszystko, więc musiał się pilnować i do tego
stanu nie dopuścić. Gdyby na jaw wyszło jego pijane oblicze, byłby skończony.
- Nie mam zamiaru tyle wypić
– odpowiedział stanowczo i upił kolejny łyk. Jego słowa w ogóle nie szły w
parze z czynami.
- Jak już łamać prawo,
to do końca. Zresztą wszyscy są już tak pijani, że nikt by niczego nie
zapamiętał. – Cel Eliota był jasny, upić młodocianego i patrzeć jak rozkwita
jego prawdziwy i tłumiony charakter.
- Ty nie jesteś aż tak
pijany.
- Ale będę, obiecuję.
Więc możesz upić się razem ze mną. – Jamie stukną swoją butelką o butelkę Moor
i uśmiechnął się zachęcająco. Joe odwzajemnił uśmiech i razem napili się piwa.
Faktycznie przy trzecim chłopak był już lekko wstawiony, Eliot natomiast dalej
trzymał się całkiem nieźle. Lata praktyk robią swoje. Jamie przyglądał się z
zaciekawieniem ruchom nieśmiałego i nieco już pijanego chłopaka. Jego lekkie
kiwanie głową i przydymione spojrzenie mówiły same za siebie, jeszcze jedno
piwo i Joe będzie całkowicie pijany. Jak on uwielbiał demoralizować młodzież,
szczególnie taką, z której po alkoholu mogły wyjść na jaw różne potwory.
Joe natomiast,
zapominając całkowicie o tym, że miał się pilnować, zaczął bezczelnie lustrować
fizys swojego rozmówcy. Nie bał się już ostrego i przeszywającego spojrzenia, a
nawet ów spojrzenie zafascynowało go w jakiś niejasny sposób. Jednak rzeczą,
która najbardziej przykuła uwagę chłopaka, był kolczyk w dolnej wardze. Moor
przez chwilę wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany, zastanawiając się, jak
taka figlarna, mała rzecz wyglądałaby na jego ustach. Obraz jakoś nie mógł
przyjść do głowy, jednak mina zdziwionego ojca od razu i bez problemów ukazała
się w jego wyobraźni. Joe uśmiechnął się pod nosem, całkowicie nie zdając sobie
sprawy z tego, że uśmiech się do ust mężczyzny.
- To co z tym tańcem? –
zagaił lekko zniżonym głosem Jamie, przysuwając swoje usta do ucha Moora. Joe
lekko dygnął, na chwilę powracając do świata żywych.
- Chyba dalej nie umiem…
- skrzywił się słodko, a jego spojrzenie znów spoczęło na ustach Eliota. Jamie
przybliżył się jeszcze bardziej do chłopaka. Jako wprawiony w boju łowca,
doskonale zdawał sobie sprawę, że Joe z niesamowitym uporem wpatrywał się w
jego kolczyka. Wykorzystując sytuację, postanowił spróbować wykonać pewien
plan. Już prawie go pocałował, jednak na drodze do namiętnego pocałunku stanęła
czyjaś dłoń. Benjamin złapał za twarz Eliota i pchnął ją lekko do tyłu. Już od
pewnego czasu, z nie ukrywaną irytacją, przyglądał się dwójce siedzącej pod
ścianą.
- Mam nadzieję, że nie
przeszkadzam? – wysyczał nieprzyjaźnie i z mordem w oczach popatrzył na swojego
kolegę. Jamie prychnął rozbawiony i pokiwał przecząco głową.
- Skądże znowu. Tylko
sobie rozmawiamy – odpowiedział mu bez zająknięcia. Miller nie był osobą,
której mógłby się przestraszyć.
- To maluch musi mieć
coś nie tak ze słychem, skoro aż tak się do niego zbliżyłeś. – Lodowate
spojrzenie dalej lustrowało Eliotowe lico.
- Nie jestem maluchem!
– w połowie krzyknął, w połowie wybełkotał Moor. Miller obrócił bezradnie
oczami i podniósł chłopaka za koszulkę.
- Zabieram go na chwilę
na małą naradę – rzucił niedbale w stronę Eliota, nawet na niego nie patrząc.
Ciągnąc Moora za koszulkę parł przed siebie z taką mocą, że ludzie sami
schodzili mu z drogi.
- Wyjazd! – wrzasnął
Benjamin do ludzi znajdujących się w jego pokoju. Goście posłusznie i bez
żadnych pytań wyszli z pomieszczenia uśmiechając się do siebie porozumiewawczo.
Wszyscy doskonale znali Benjamina i jego… małe zachcianki. Miller natomiast,
nie zwracając na to uwagi, zamkną pokój na klucz o popatrzył na pijanego
chłopaka.
- Czego chcesz? –
spytał nieprzyjaźnie Joe przeciągając się leniwie na wygodnym łóżku.
- Powinieneś mi
podziękować.
- Ta? A niby za co? –
Łóżko stawało się coraz bardziej wygodne.
- Właśnie ocaliłem, jak
mniemam, twoje dziewictwo.
- Dzięki ci glonie
wybawco. – Ziewną i położył się na boku, zwijając swoje coraz bardziej
bezwładne ciało w kulkę. Wydawało mu się, że już dawno nie leżał na tak miękkim
i wygodny łóżku.
- Czy on mnie właśnie
nazwał glonem? – spytał samego siebie, po czym przyjrzał się odpływającemu
chłopakowi. – Ej! – Szarpną go za ramię,
jednak Joe już smacznie spał. Benjamin pokręcił bezradnie głową i wyszedł z
pokoju. Musiał pilnować pijanej hołoty, która z całych sił starała się rozwalić
mu mieszkanie. Jeśli zrobią jakieś szkody, to wtedy siostra rozwali jego. Aż
ciarki przeszły go na myśl o tym, co mogłaby mu zrobić Amelia, gdyby
dowiedziała się, że ktoś zbił jej
ukochany kubek. Zdenerwowana panna Miller była groźniejsza niż wkurzony
gangster. Cóż, takie geny.
Mam mały dylemat czy mi się podobało zachowanie Bena. Z jednej strony to takie słodkie, że go "uratował" przed Jamie'im (swoją drogą kocham to imię odkąd przeczytałam Pieśń... <3), ale z drugiej strony to białowłosy jest też cudowny. Wspominałam, że uwielbiam białowłosych? Plus do tego ma świetnego kolczyka w wardze i mimo wszystko podoba mi się jego charakter (a przynajmniej jego część, którą pokazałaś w tym rozdziale). Aż nie umiem się zdecydować, który z tych dwóch podoba mi się bardziej. A zachowanie Joe po pijaku też jest całkiem urocze ^^
OdpowiedzUsuńA co do Marcela w moim opowiadaniu - właśnie o to mi chodziło, żeby był natrętny. Inaczej może Matt by mu uległ, kto wie...
Życzę dużo czasu i weny do pisania, bo świetnie się czyta :)
Hej mam do cb pytanko czy szczeólny stan umysłu bedzie mia kontynuacje czy zostawiasz czylaniką wielki niedosyt Ps.Super piszesz tylko tak szybko konczysz opowiadania, mogłabys pisac chociaz epilogi :)? Pozdrawiam TerukiPMI
OdpowiedzUsuńHai. Jeśli interesuje to chociaż jednego czytelnika, to pewnie mogę dopisać nawet parę dodatkowych rozdziałów, w których będzie mowa o dalszych losach bohaterów. Tylko to w dalszej przyszłości, ponieważ teraz nie mam za bardzo czasu :)
UsuńNo ja już chcę kolejny rozdział i to już <3
OdpowiedzUsuń~ Mei
Już uwielbiam Benjamina, tak cudownie gorzko-słodki <3 Po 'szczególnym stanie umysłu' czekałam na nowe opko i nie zawiodłam się <3
OdpowiedzUsuń~ Mazano
Pisz szybciutko, bo już nie mogę się doczekać. W ciągu tygodnia przeczytałam wszystkie twoje opowiadania (pewnie skończyłabym szybciej ale szkoła :/ ) i muszę powiedzieć, że są świetne! ;3 Joe jest świetny. Uwielbiam tych niby cichych ale potrafiących się odgryźć uke, którzy z natury są strasznie uroczy ^^~ Mimo, że lubię chłopaków z białymi włosami to Jamie nie przypadł mi do gustu, ok seme może być gnidą ale ma kochać, a białasek chce biednego Joe tylko wykorzystać.... drań! xd Ben do boju !
OdpowiedzUsuńPragnę nowego rozdziału ;_;
Glon - wybawca, seems legit xD
OdpowiedzUsuńUwielbiam kiedy jedna połówka jest zazdrosna o drugą, to jest takie kochane <3 Chociaż Ben by pewnie od razu zaprzeczył, jak to tsundere <3
Heheh, Joe pewnie jeszcze zatańczy na tej imprezie....
Z niecierpliwością czekam na więcej~~
A jako, iż jest niedziela, zapraszam na mojego bloga <3
Witam,
OdpowiedzUsuńJamie ty się odczep od Joe on jest zajęty..... hahah niebieski glon dobre... Benjamin go wyratował, al ciekawe czy czegoś nie oczekuje w zamian...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Glon wybawca mnie powalił. XD Zabieram się za kolejne rozdziały! :3 Piszesz świetnie. ♥
OdpowiedzUsuń~Datenshi
Glon Wybawca czy Królowa Loda...?
OdpowiedzUsuńKtórego z nich bardziej polubiłam...?
Kurczę, i znów zacznę wyobrażać sobie jakieś trójkąciki i kwadraty... Chociaż... Byłoby miło móc poczytać jakieś ,,Trzech panów w łóżku, nie licząc kota" w którymś z Twoich opowiadań ;)
Serdecznie pozdrawiam, Sarabeth M.