Natężanie
głosu, które tak gwałtownie potrąciło struny intymności,
o mało nie zabiło biednego Joe’go. Prawdopodobnie gdyby nasz bohater stał, nogi
by się pod nim ugięła, a ziemia rozstąpiła i pochłonęła go w całości. Niestety
leżał na łóżku, które dopuściło się haniebnej komitywy z Benjaminem i za nic w
świecie nie chciało go przede nim ochronić. Moor nie wiedział co robić, więc
postanowił wstrzymać oddech w nadziei, że zemdleje. Miller natomiast bawił się
w najlepsze, bo przecież nie mogło być inaczej. Nawet nie musiał obezwładniać
chłopaka, ponieważ ten leżał jak sparaliżowany. O łatwiejszą ofiarę nie mógłby
prosić. Dlatego też mając do dyspozycji dwie ręce, postanowił zrobić z nich
użytek. Benjamin ściągnął swoją koszulkę by dumnie zaprezentować swój tors, co
wbiło leżącego pod nim chłopaka w jeszcze większe osłupienie. Joe na ten widok
wypuścił gwałtownie powietrze, które trzymał z taką starannością i dbałością.
Idąc za jakimś dziwnym przebłyskiem w głowie,
który podpowiadała, że jego bluzka może być następna, złapał za je końce i
trzymał tak mocno, iż biedna prawie się rozdarła. Miller jednak miał całkiem
odmienny plan. Wpatrując się prosto w oczy Moora zaczął najpierw powoli
rozpinać pasek, po czym to samo uczynił z zamkiem od spodni. Joe natomiast nie
bardzo pojmując, co wyprawia Benjamin, przekręcił się na brzuch i próbował się
w taki sposób wczołgać nawet na ścianę, a w razie konieczności nawet i na
sufit. Nic mu się teraz nie wydawało niemożliwe. Niestety wykonując ten
desperacki ruch uczynił najgorszy błąd jaki tylko mógł. Odwrócił się plecami do
swojego wroga. Miller natomiast, mający duszę sadysty pozwolił Moorowi wywinąć
się prawie na podłogę. Jednak w chwili, w której Joe prawie wyślizgnął mu się z
rąk, złapał go za koszulkę i z powrotem umieścił w odpowiednim miejscu. Jedną
dłonią dociskał go do materaca, drugą natomiast skierował do jego rozporka.
Jednak, jak na złość, w tym momencie zadzwonił telefon Benjamina. Mężczyzna
spojrzał na wyświetlacz i z wyraźnym oburzeniem w głośnie powiedział do
dzwoniącej dziewczyny:
- Tylko szybko, bo
jestem nieco zajęty. – Miller jedną ręką musiał radzić sobie z coraz bardziej
wiercącym się chłopakiem. I nie było to aż tak łatwe, jak mu się na początku
wydawało.
- Ognicho skarbie. Dzisiaj o 20, tam gdzie zawsze – powiedziała
wesoło Lucy, nie podejrzewając nawet, jak sadystycznie zabawiał się teraz jej
rozmówca.
- Zobaczę co da się
zrobić.
-
Masz przyjść i już. Zostało mi jeszcze tylko zadzwonić do Joe’go… Pewnie nie
będzie chciał przyjść, jak usłyszy, że ty też będziesz…
- Benjamin słysząc jej słowa prychnął do telefonu i z tryumfem odpowiedział:
- Możesz być pewna, że
wszystko mu zaraz przekażę, więc się nie wysilaj. – Nie czekając na odpowiedź
przyjaciółki rozłączył się i powrócił do czynności, które dawały mu
zdecydowanie więcej przyjemności.
- Co ty wyrabiasz?! –
wrzasnął w końcu spanikowany chłopak, jednak nie wyrywał się już tak mocno.
Siły zaczęło opuszczać jego biedne, chude ciało.
- Dobrze się bawię, nie
widać? – Mężczyzna złapał za biodra Moora i uniósł je lekko do góry. W taki oto
sposób pośladki chłopaka stykały się z przyrodzeniem Benjamina i choć cały czas
dzielił ich materiał, to Joe doskonale mógł wyczuć, to czego zdecydowanie nie
chciał czuć.
- O, o, o! Przestań
natychmiast! To się nie godzi! Ja… Ja nie jestem gotowy!
- Powiedz na co nie
jesteś gotowy, to może przestanę. – Miller rozpiął rozporek chłopaka i tak
własnie sprawił, że Joe zapomniał jak się mówi. Co prawda jakiś dźwięk wydobył
się z jego gardła, jednak nie był on podobny do żadnego znanego człowiekowi
słowa. Benjamin natomiast korzystając z tego, że Moor przestał się wiercić i
mówić, włożył swoją dłoń do majtek chłopaka. Jednak nim mężczyzna zdążył
pobawić się w jakikolwiek sposób przyrodzeniem Moora, ten dosłownie po paru
sekundach doszedł. Benjamin nie wytrzymał i roześmiał się tak głośno, że z
pewnością usłyszeli go wszyscy sąsiedzi. Joe natomiast schował swoją twarz w
poduszce i modlił się o to, by Miller zostawił go w spokoju i pozwolił
rozpaczać nad swoją beznadziejnością. Chłopak był pewien, że Benjamin będzie mu
to teraz wypominał na każdym kroku. Ale co mógł biedny na to poradzić?
Zdecydowanie za dużo musiało znieść teraz jego biedne ciało. Chłopak poczuł,
jak jego psychopatyczny gość zszedł z łóżka i poszedł, z tego co usłyszał, do
łazienki. Jednak, za Benjaminem wciąż ciągnął się ten okropny śmiech, którego
Moor zdecydowanie nie chciał słyszeć. Błagał
by pozwolili mu teraz umrzeć ze wstydu w tym małym pokoju.
- Myślałem, że pobawię
się trochę dłużej. – Do uszu Joe’go dobiegł kpiący głos mężczyzny. Chłopak w
odpowiedzi wybełkotał coś niezrozumiałego do poduszki, w której dalej chował
swoją twarz.
- Ale nie masz się czym
martwić. Niektóre walki bokserskie trwają krócej, niż…
- Dobra, dobra! Weź idź
gdzieś i poznęcaj się nad kim innym – miauknął zażenowany, po czym znów schował
twarz. Nie miał zamiaru patrzeć teraz na rozbawionego Benjamina. Jednak Joe nie
usłyszał żadnej niemiłej oraz sarkastycznej odpowiedzi, w zasadzie nie usłyszał
niczego. Chłopak poleżał jeszcze parę sekund z twarzą w poduszce, po czym
niepewnie odwrócił ją ku światu. Właśnie w tym momencie o mało nie udławił się
własną śliną. Twarz Millera była tak strasznie blisko, że wielki, bezczelny
uśmiech wyglądał jeszcze groźniej niż zazwyczaj. Joe w panice chciał jakoś się wyślizgnąć
spod mężczyzny, który właśnie wygodnie się na nim ulokował.
-
Ty jesteś stworzony
do tego, by się nad tobą znęcać. – Zdanie to w ogóle nie spodobało się Moorowi.
Jednak najgorsze było to, że Benjamin przyssał się do jego szyi niczym wampir. Joe
jęknął przeciągle i zdał sobie sprawę z tego, że ręka, która właśnie wylądowała
na jego pośladkach, sprawiała mu przyjemność. Uczucie dziwnego ciepła rozlało
się po całym jego ciele i gdy usta Millera znów zaczęły go całować, nie miał
już właściwie żadnych oporów. Benjamin ściągnął koszulkę z chłopaka i rzucił ją
gdzieś w kąt. Miller przyglądał się chwilę chłopcu, po czym schylił się i
ledwie wyczuwalnym muśnięciem, przejechał językiem po sutku Joe’go. Mężczyzny
także szybko pozbył się dolnej, zawadzającej garderoby i w tym momencie Moor
zdał sobie sprawę z tego, że leży golusieńki pod napalonym Benjaminem… Na
początku nie była to myśl zbyt przyjemna, jednak zaprawiony w boju mężczyzna od
razu wyczuł, że Joe zaczyna się nerwowo wiercić. Tak więc by zgasić ostatnie
resztki zdrowego rozsądku w chłopaku, Miller rozchylił nogi chłopaka i wziął
jego przyrodzenie do ust. Jednak teraz wytrzymał
nieco dłużej, niż za pierwszym razem.
- Dobra, skończyły się
charytatywne orgazmy – powiedział Benjamin zaraz po tym, jak chłopak doszedł.
Joe nie zarejestrował momentu, w którym mężczyzna się rozebrał. Jego mózg
zdecydowanie za wolno dochodził do siebie i w momencie, w którym pojął, co się
dzieje było już za późno. Miller oparł nogi chłopaka, na swoich ramionach, po
czym wsunął na swojego członka prezerwatywę i nie bawiąc się w żadne
uprzejmości wszedł w Joe’go. Moor krzyknął i szybkim niekontrolowanym ruchem
zarzucił swoje dłonie na ramiona mężczyzny, po czym boleśnie wbił w nie
paznokcie. Benjamin syknął, jednak nie przestawał się poruszać. Jego ruchy były
mocne i agresywne, a głośne jęki Joe’go jeszcze bardziej go nakręcały. Dlatego
też stosunek nie trwał tak długo, jak to sobie zaplanował. Niemniej jednak doznanie
było tak intensywne, że po spełnieniu Miller leżał bezwładnie na chłopaku ciężko
oddychając.
- Złaź ze mnie… -
usłyszał nagle cichy głos Moora i spojrzał w jego zaszklone oczy.
- Nie podobało ci się
gówniarzu? – spytał jak zwykle kpiąco, po czym dźwignął się na rękach, jednak
jego penis wciąż znajdował się we wnętrzu chłopaka.
- Bolało jak cholera! –
wrzasnął z wyraźnym wyrzutem w głosie, jednak nie miał na tyle odwagi by
spojrzeć Benjaminowi w oczy. Jego wzrok uciekł gdzieś w bok, a wargi zaczęły
lekko drżeć.
- Bo miało boleć.
Gdybyś nie pozwolił Eliotowi na tak wiele, przysięgam, że dałbym ci tak słodki
pierwszy raz, że byś się rozpłynął. Jednak cóż… Jestem kurewsko zazdrosnym skurwysynem
i jeśli jeszcze raz dowiem się, że przebywałeś z nim sam na sam, to tak cię
zerżnę, że to co teraz przeżyłeś wyda ci się miłą pieszczotą. – Po tych słowach
Benjamin wstał i wyszedł na chwilę z pokoju zostawiając zdezorientowanego
chłopaka. Joe przez dłuższą chwilę trawił to co usłyszał, po czym zdał sobie
sprawę z tego, że Miller był jeszcze bardziej niebezpieczny, niż mu się
zdawało. Więc kiedy zobaczył, że mężczyzna znów wszedł do pokoju, wszystkie
jego mięśnie nagle się spięły, a adrenalina podskoczyła mu do niewyobrażalnie wysokiego
poziomu.
- Ale jeśli będziesz
grzeczny, słodki i wierny to obiecuję, że szybko zapomnisz o tym bólu –
powiedział już mniej przerażająco, po czym zaczął się ubierać. Trzeba było
przyznać, że wystraszona twarz chłopaka
sprawiał mu wiele przyjemność, jednak nie chciał, żeby zszedł mu tutaj ze
strachu. Dlatego też przed wyjściem podszedł do zesztywniałego Joe’go i pocałował
go lekko w policzek, a ręką poczochrał mu włosy.
- Wpadnę po ciebie o 19
i pójdziemy na to cholerne ognisko. – Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i
wyszedł z małego mieszkanka Moora. Joe natomiast rozpłakał się jak małe
dziecko.
Witam :) Czytam Twoje opowiadanie od dawna, ale to moj pierwszy komentarz. Od razu zaznaczam, ze nie umiem pisac komentarzy.
OdpowiedzUsuńChcialabym powiedziec, ze podoba mi sie styl Twojego pisania, potrafisz zaciekawic czytelnika :)
Moje jedyne mysli do tego rozdzialu to "Co??". Szczerze to mnie zaskoczylas, bo myslalam, ze nie posuna sie az tak daleko. Ale to chyba dobrze, ze potrafisz zaszokowac.
Zycze duzo weny i udanych wakacji/urlopu/pracy :)
~Sialala
Też jestem zszokowana. Mimo wszystko miałam nadzieję, że potoczy się to inaczej, a teraz mam wrażenie, że Benjamin robi wszystko, by Joe bał się go jeszcze bardziej - co popycha go w ramiona białowłosego. Zawiłe to, przyznaję.
OdpowiedzUsuńDruga sprawa - Ale dlaczego tak krótko?! Tyle czasu czekałam na rozdział i naprawdę się cieszę, że w końcu jest, tylko... Za mało. Nie jestem ani trochę zaspokojona :D
Pozdrawiam i również życzę dużo weny oraz mile spędzonego czasu letniego.
W myślach mi czytasz, kobieto.
UsuńOd początku byłam za beniaminem, kocham go i uwielbiam, ale robi tak niewyobrażalnie głupie rzeczy, że tylko siąść i płakać :v
Na miejsce Joego najpierw bym sie wyryczała a potem zabunkrowała w mieszkaniu i za cholerę nie poszła nigdzie.
...mam tylko cichą nadzieję, ze Eliot go nie przeleci ;_;
Znalałam osobę która myśli tak samo jak ja :'D so happy :3
Usuń~Netsuii
O. Nie wiem co powiedzieć.
OdpowiedzUsuńChyba nie jestem w stanie wiele. Ciekawa jestem, co będzie na ognisku. I mam dziwne wrażenie, że Benjamin będzie miał swoje powody, bo Eliot chyba nieszczególnie szybko się podda.
"próbował się w taki sposób wczołgać nawet na ścianę, a w razie konieczności nawet i na sufit." << to mi się bardzo podoba. I zasadniczo oczy mnie tak bolą, że więcej lubianych przeze mnie fragmentów nie znajdę. W sumie krótki ten rozdział, więc...
No nic, czekam na następne :D
Witam,
OdpowiedzUsuńco? dupek z Benjamina jest, on go zgwałcił,a w tym zakładzie z Jamsem to Joe miał wybrać, a ten narzucił jemu siebie.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia