Wszystkie
procesy myślowe Joe’go spadły prawie do zera, a ciało
uległo już całkowicie Eliotowi. Wszak wydarzył się mały incydent, w rezultacie
którego Moor oprzytomniał całkowicie. Mianowicie pozostawiony sam sobie Zeno,
nudził się tak mocno, iż z pełną premedytacją zapukał do drzwi pokoju, w którym
znajdowała się nasza ukochana parka. Blake nienawidził, gdy uwaga z jego osoby
przechodziła na inną, tak więc chciał by spojrzenie Eliota znów wróciło na
niego, nawet jeśli byłoby pełne złości. Tak więc, Joe ocknął się z dziwnego transu,
w którym się znajdował i gdy tylko doszło do niego, co właściwie się stało, prawie
zemdlał. Odepchnął od siebie mężczyzną z taką siłą, iż tamten o mało nie upadł.
Po czym, nie wypowiadając nawet słowa, złapał swoje rzeczy i wybiegł z mieszkania,
po drodze tratując również Zeno. Dopiero po dziesięciu minutach biegu
przystanął pod murem jakiegoś budynku i oglądną się za siebie. Wielkie było
jego szczęście, gdy zorientował się, że nikt go jednak nie gonił. Aczkolwiek
spojrzenia ludzi ukradkowo rzucane w stronę chłopca, były dosyć dziwne. Dopiero
po paru sekundach mały geniusz zauważył, że stał z odsłoniętą klatką piersiową,
ciężko przy tym dysząc. W jeden ręce natomiast trzymał biedną, pogiętą bluzkę,
w drugiej zaś szkolny plecak. Jak widać, łańcuszek upokorzeń się nie skończył,
brakowało tylko jakiegoś znajomego, który nie wiadomo skąd by się przy nim
pojawił. Jednak los dzisiaj nie był dla niego aż tak okrutny. Joe ubrał na
siebie bluzkę i poprawił zmierzwioną fryzurę. Wziął głęboki wdech, po czym
ruszył w kierunku swojego domu.
- Co to do cholery
miało być? – zaburczał pod nosem, a na wspomnienie ostatnich wydarzeń znów
zrobił się czerwony. Maya natomiast całkowicie wyleciała mu z głowy.
W tym czasie lekko niezadowolony Jamie spojrzał na Zeno,
który na twarz miał wymalowany tryumf.
- Ojej czyżbym wam w
czymś przeszkodził? – spytał niewinnie Blake, jednak w jego słowach doskonale
dało wyczuć się słodką ironię.
- Jesteś wredną łajzą.
Czemu to zrobiłeś? – spytał beznamiętnych głosem, choć domyślał się już
odpowiedzi.
- Przecież wiesz. Jeśli
chcesz się zbawiać z małoletnią kurewką, to zaproś ją do siebie. Ja nie chcę
być znów wmieszany w coś nieciekawego.
- Fascynując… –
zironizował Jamie i ruszył w kierunku lekko zdezorientowanego Zeno. Eliot
pchnął go i z całej siły przycisnął jego ciało do ściany.
- Może po prostu jesteś
o mnie zazdrosny, co? – Jamie zakpił, jednak nie oderwał wzroku od twarzy
mężczyzny. Z uwagą śledził każde, nawet najmniejsze drgnięcie, które pojawiło
się na obliczu Blake’a.
- Chciałbyś – odpowiedział
butnie i szarpnął się mocno, prawie wyrywając się z uścisku mężczyzny. Jednak
zręczny Jamie szybko wrócił niesfornego mężczyznę na miejsce.
- Kto wie… -
odpowiedział beznamiętnie, po czym wpił się w usta protestującego Zeno. Jednak Blake
szybko uległ naciskom Jamie’go i jak można się domyślić nie protestował już w
ogóle. Znów pozwolił porwać się temu szalonemu mężczyźnie.
***
Zaczął się słoneczny
weekend. Maya nie pokazała się już w szkole, choć codziennie rano udawała, że
się do nie wybierała. Jej kroki kierowały się do Amelii, z którą teraz bardzo
się zbliżyła. Po trzeciej takiej wizycie Benjamin zaczął podejrzliwe patrzeć na
swoją siostrę i odwiedzającą ją dziewczynę. Jednak w weekend, gdy Cooper znów
przyszła w odwiedziny, nie wytrzymał i nim dziewczyna zdążył wślizgnąć się do
pokoju Amelii, złapał ja za ramię i wciągną do swojego pokoju. Nie siląc się na
żadne wyjaśnienia, po prostu wypalił?
- Co to odwalasz?
- Nie twoja sprawa –
odpowiedziała mu dosyć niepewnie i cofnęła się nieznacznie. Przebywanie z nim
sam na sam, był dla niej zbyt dużym wyzwaniem.
- Ależ nie, oczywiście,
że nie moja – prychnął niezadowolony. – Najpierw Carter zrobił sobie worek treningowy
z twarzy Amelii, a teraz ty chcesz chyba żeby Lucy wydrapała jej oczy.
- Wcale nie! Ale to i
tak nie twoja sprawa i niczego ci nie powiem – odpowiedziała mu już trochę
pewniej, jednak dalej starała się zachować bezpieczną odległość.
- Skoro tak twierdzisz,
to dzwonię do Lu. Z chęcią zobaczę, jak to ona wyciąga od ciebie informacje. –
Szelmowski uśmiech pojawił się na twarzy Benjamina, gdy tylko zobaczył, jak
bardzo zbladła stojąca przed nim dziewczyna.
- Sama jej o wszystkim
powiem, jednak nie mam zamiaru zwierzać się przed takim dupkiem jak ty! –
krzyknęła, a oczy lekko jej się zaszkliły. Naprawdę chciała o wszystkim
opowiedzieć Wood, jednak jeszcze nie teraz. Nie póki plan nie był gotowy.
- Dupkiem?! – Benjamin widoczni
zapomniał, że nie stał przed nim Joe, który uwielbiał chować się w swojej skorupce.
Na domiar złego, krzyk Cooper usłyszała jego ukochana siostra.
- Ty debilu, wypuść
dziewczynę i przestań być wścibski jak baba! – Miller nadął niezadowolony
policzki, jednak posłusznie wypuścił zakładniczkę z pokoju.
- Przestańcie mnie
wyzywać od dupków i debili, to po pierwsze. A po drugie, co wy znowu knujecie?
- Możesz nawet zdechnąć
z ciekawości, a i tak ci nie powiemy –
odpowiedziała „troskliwie” Amelia po czym, zadzierając nos do góry, poszła do
swojego pokoju. Maya oczywiście podążyła za nią, a Benjamin został sam ze swoją
ciekawością. Bezradnie machnął na nie ręką i wrócił do siebie. Nie za bardzo
wiedział, co powinien teraz ze sobą zrobić. Miał prawie stuprocentową pewność,
ze Jamie zabawiał się teraz z Zeno, Amelia był zajęta knuciem jakiejś intrygi z
młodą, natomiast Lucy odpadała tak po prostu. Gdyby spytała go co porabia teraz
jego siostrzyczka, nie umiałby jej skłamać. Kobieta ta posiadła bowiem jakiś
dziwny dar odszyfrowania jego zachowań. Miał jeszcze innych znajomych, za
którymi nie przepadał, jednak nie był aż tak zdesperowany. Doskonale wiedział,
kto mógłby wspaniale zapełnić lukę w czasie, tylko problemem było sprowokowanie
Joe’go do wyjścia gdziekolwiek. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdy tylko
chłopak słyszał jego imię, miał ochotę uciekać na koniec świata i jeszcze
trochę dalej. Niemniej jednak Benjamin był tak znudzony, że postanowił spróbować
szczęścia.
Moor natomiast siedział na swoim łóżku, z ciekawością
badając wzrokiem powierzchnię nowego sufitu. Ojciec pomógł mu z przeprowadzką w
piątek i teraz chłopak mógł spokojnie cieszyć się upragnioną samotnością.
Jednak wciąż było coś, co nie dawało mu spokoju. Na wspomnienie o sytuacji z
Eliotem robiło mu się gorąco, a puls niebezpiecznie przyspieszał. Jak można się
domyślić, gdy na wyświetlaczu telefonu zobaczył Glon, jego serce o mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Moor
był pewien, że Benjamin już o wszystkim wiedział i właśnie dzwonił by
zapowiedzieć mu bolesną śmierć. Jednak chłopak, by złagodzić trochę gniew
Millera, odebrał telefon takimi oto słowami:
- Bardzo przepraszam!
Ja naprawdę nie chciałem żeby to tak wyszło, błagam nie zabij mnie, chociaż i
tak nie masz pojęcia gdzie teraz mieszkam, a ja nawet nie wiem czemu ci się
tłumaczę. Jednak mimo wszystko, biorąc pod uwagę, że jesteś impulsywnym dupkiem
a ja chcę żyć, wybacz! – Po tym nagłym słowotoku Moora, zapadła krótka cisza.
Benjamin trawił przez parę sekund słowa chłopaka i oczywiście każdy idiota
zwęszyłby, że musiało stać się cos podejrzanego. Dlatego też, nie w ciemię bity
Miller, postanowił kontynuować tę jakże ciekawą rozmowę. Ponadto był
przekonany, że na końcu kłębka pojawi się imię Eliota.
-
Oczywiście, że o wszystkim wiem
gówniarzu. Jednak z chęcią usłyszę jak opowiadasz mi o tym własnymi słowami i
oczywiście nie przez telefon.
- Hę? – Joe jak zwykle
nie popisał się elokwencją, jednak zdradzenie mu aktualnego adresu zamieszkania
było bardzo ryzykownym posunięciem. Aczkolwiek Moor był pewien, że Benjamin i
tak dowiedziałby się tego na własną rękę, co prawdopodobnie spowodowałoby u
niego jeszcze większą złość.
-
Proszę mi tu nie „hękać” jak jakiś niedorozwój, tylko dawaj adres. Chyba nie
muszę ci przypominać jak słabą granicę ma moja cierpliwość?
– Ciekawość zżerała Millera od środka, jednak postanowił wykorzystać tę
sytuację, jak najbardziej na swoją korzyść. Pewien już był, że dzieciak coś
wykombinował. Jednak skoro miał możliwość poznęcania się nad nim na żywo, to
dlaczego miałby to robić przez telefon? Joe był na tyle mało domyślny, że
Miller wygraną miał już w kieszeni. Takim oto sposobem, po krótkiej wymianie argumentów,
Benjamin zmierzał pod adres podany mu przez Moora. Oczywiście nie był jeszcze
zły, bo nie miał pojęcia co takiego znów zrobił chłopak. Bardziej niż wszystko
fascynowała go teraz perspektywa spędzenia czasu z Moorem. Miller zaczął nawet
dochodzić do wniosku, że dzieciak musi być masochistą, skoro zawsze kończył w
jego towarzystwie.
Po około czterdziestu
minutach mężczyzna pukał do drzwi nowego mieszkanka Joe’go. Gdy tylko chłopak
mu otworzył wszedł do środka energicznym krokiem, by przypadkiem Moor się nie
rozmyślił. Choć nie oszukujmy się, nie miałby najmniejszych szans na to, by
wypchnąć Millera na korytarz. Benjamin rozejrzał się zaciekawiony i spostrzegłszy,
że w nowym gniazdku Moora jest tylko jeden pokój i wypalił bez namysłu:
- To teraz w ramach
przeprosin śpisz z tatusiem w jednym pokoju? – Joe zmieszał się tak bardzo, że
Benjamin miał przez chwilę wrażenie, że chłopak wyjdzie z własnego mieszkania i
już nigdy do niego nie wróci. Jednak po chwili udało mu się usłyszeć cichą
odpowiedź zawstydzonego Moora.
- Nie mieszkam z nim w
ogóle. Mam tylko cztery razy w tygodniu przychodzić na obiady do niego i jego
nowej rodziny…
- Mniejsza o to. Opowiadaj
to, co powinieneś gówniarzu.
- To tak dla
bezpieczeństwa ja się zamknę w łazience i stamtąd będę mówił. – Chłopak wiedział,
że nawet opowiadanie z księżyca nie przyniosłoby mu stuprocentowego
bezpieczeństwa, jednak zawsze trzeba próbować. Prawda?
- Zdurniałeś do reszty.
– Benjamin pociągnął chłopaka do pokoju, po czym sam wygodnie rozwalił się na
jego łóżku.
- To słucham –
powiedział zawadiacko i wbił bystre spojrzenie w zawstydzonego Moora. Joe natomiast
stał na środku swojego pokoju, jak ostatnia sierota i nie mógł wykrztusić z
siebie ani słowa. Nie rozumiał czemu musiał to wszystko powtarzać i to w
dodatku przed tym impulsywnym draniem. Jednak spojrzenie Benjamina świdrowało
go tak mocno, że w końcu się poddał. Prawie ze łzami w oczach opowiedział całą
tę zawstydzającą historię.
Miller natomiast
słuchał i tylko od czasu do czasu poruszał się nerwowo. Miał ochotę sprać
chłopaka za lekkomyślność, jednak biedak nieostrożnie zaprosił do siebie także
jego. Benjamin już dawno pojął, że chłopak to beznadziejny przypadek, jednak
nie zdawał sobie sprawy, że aż tak bardzo. Chociaż początkowo wymyślił bardzo okrutną
karę, to postanowił trochę odpuścić widząc tak urocze zażenowanie na twarzy
chłopaka. Poza tym, jeśli teraz wykonałby jakiś zły ruch, Joe znów podchodziłby
do niego, jak do jeża, a tego właśnie chciał uniknąć. Dlatego postanowił chociaż
trochę zapanować nad swoimi morderczyni odruchami i zostawić je dla Eliota,
który ewidentnie chciał pożegnać się z życiem.
- Twoja głupota i
naiwność przekraczają wszelkie możliwe granice. Coś ty sobie gówniarzu myślał,
idąc za Eliotem do domu nieznajomego typa? Jak cię na ulicy zaczepi starszy pan
z wąsem to też za nim poleziesz? – zakpił Benjamin i powoli zaczął podnosić się
z łóżka.
- To całkiem inna
sytuacja! – Zaczął bronić się chłopak, jednak Millera nie miał szans przegadać.
- No oczywiście, przecież
Jamie nie ma wąsa. – Mężczyzna bawił się doskonale tym bardziej, że w głowie
już miła ułożony cały plan i jak na razie, wszystko szło zgodnie z nim.
- To przecież nie o
wąsa chodzi!
- Pewnie, że nie.
Chodzi tylko i wyłącznie o twoją głupotę. Powiedz mi, dlaczego mnie tutaj wpuściłeś,
skoro doskonale wiesz czego od ciebie chcę? – Benjamin uśmiechnął się przebiegle
i spokojnie podszedł do Joe’go. Złapała go delikatnie za podbródek i skierował
na siebie jego spojrzenie.
- Ja… - zaczął
niepewnie chłopak, jednak nie powiedział nic więcej, ponieważ przeszkodził mu
Miller.
- Ty chcesz tego
samego, tylko aktualnie skaczesz między mną i Eliotem zastanawiają się, z
którym by ci było lepiej.
- Wcale nie! - krzykną
energicznie, jednak nie udało mu się odsunąć od mężczyzny, ponieważ ten zdążył złapać
go w pasie i przyciągnąć do siebie.
- Oszukuj się dalej, jeśli
chcesz – powiedział z wyraźną kpiną. – Jednak posłuchaj mnie teraz uważnie gówniarzu, bo nie będę powtarzał, a już na
pewno nie tak spokojnie. Tak więc… Łaskawie zdecydowałem, że zajmę się tym
twoim upośledzonym dupskiem.
- Czyli, że co? – Moor popatrzył
na Benjamina jak na coś w rodzaju obcego przybysza z innej galaktyki.
- Wszystko ci trzeba
tłumaczyć jak dziecku. Jesteś mój, kumasz? Ujmując to jeszcze inaczej, tylko ja
mam do ciebie prawo.
- Chyba sobie
żartujesz! – Moor zaczął wyrywać się uścisku mężczyzny, jak zwierzak, który
właśnie wpadł w sidła. Miller natomiast pokręcił bezradnie głową i z łatwością rzucił
chłopaka na łóżko, po czym wygodnie się na nim usadowił.
- Mogę ci to udowodnić,
jak tak bardzo chcesz. Jednak wtedy weekend będziesz musiał grzecznie przeleżeć
w łóżeczku, żeby w poniedziałek być w stanie pójść o własnych siłach do szkoły.
– Benjamin uśmiechnął się lubieżnie i pochylił na chłopakiem, który na moment
zapomniał jak się oddycha, widocznie pojmując sens wypowiedzianych słów.
- Dobra, dobra, dobra!
Wierzę ci! Ale to znaczy, że chcesz mi przez to powiedzieć, że my jakby…
- Żadne „jakby”
gówniarzu. Od teraz jesteśmy ze sobą, jak na przykład Maya z Lucy, skoro potrzebujesz
aż tak obrazkowych objaśnień.
- Ale jeśli ja wcale
nie chcę z tobą być?! – Joe bronił się jak mógł, jednak leżenie pod Millerem
wcale mu tego nie ułatwiało.
- Twoje zdanie na ten
temat w ogóle mnie nie obchodzi, bo ja chcę być z tobą.
- Jak moje zdanie może
cię nie obchodzić? Przecież w tym wszystkim chodzi o mnie! A ja nie chcę żeby
bawił się mną dupek ze skłonnościami sadystycznymi!
- Chyba zapomniałeś o
jednym, małym szczególiku. Właśnie leżysz pod tym dupkiem ze skłonnościami
sadystycznymi, więc bezpieczniej dla ciebie będzie się po prostu poddać.
- Nigdy! – Benjamin zmrużył
oczy i przybliżając swoje usta do ucha Joe’go powiedział niskim głosem:
- Chyba rzeczywiście chcesz
spędzić weekend w łóżeczku.
Aaa *foch foch * *prych* jak można przerwać w takim momencie heh :D To chyba ty jesteś "dupek ze skłonnościami sadystycznymi" hehe :D Super !!!! Więcej Benjamina i Joe'go !!! Uwielbiam Cię :D Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się jak najszybciej heh *_*
OdpowiedzUsuńZgadzam się z poprzedniczką *q*
OdpowiedzUsuń~Netsuii
Ależ się naczekałam! :D Jednak jestem zawiedziona! Zeno nie powinien im przerywać, zdecydowanie nie powinien... A już miałam nadzieję, że Jamie w końcu się doczeka czegoś więcej z Joe! Taki zwód... No ale dobra, koniec końców, może wyjść tak, że Jamie jednak się doczeka. Mimo, że Ben sobie Joe'ego przywłaszczył! Swoją drogą kto tak robi?! Chyba tylko jakieś sadystyczne glony ><
OdpowiedzUsuńTak jak nie lubię wątku dziewczyn, tak zaciekawiło mnie co knują Amelia i Maya. Znając tą pierwszą, komuś stanie się krzywda, a to mi się podoba :3
I gratuluję licencjatu! Teraz czas na magistra :D
Czekam na dalszy ciąg, bo przerywać w takim momencie (Ty chyba tak lubisz, co? :x), mimo że to para Ben/Joe to grzech. Ciekawe co ten glonek zrobi biednemu chłopaczkowi...
Pozdrawiam,
Apocalypse
PS. Zadziwiające jak zgrałyśmy się w czasie xd
Ale jak to?! Ja chcę dalej. Cholera, Ben jest świetnie zbudowbym charakterem. Brakuje mi tylko trochę Lucy. No i Ben mógłby trochę bardziej okazać zazdrość.
OdpowiedzUsuńZawsze doprowadzasz mnie na skraj i przerywasz w takim momencie ;_; No i jeszcze jak Zenek mógł rozdzielić Joego i Eliota!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niezależnie od wyników ankiety Jamie dostanie jeszcze troszkę Moora dla siebie... Chociaż troszeczkę...
Przecież napisałam, że ankieta nie ma wpływu na opowiadanie ;p
UsuńMusiałam zapomnieć czy coś. Proszę, przyjmij me przeprosiny ;_;
UsuńOkish, to najpierw uczynię "honory", bo potem zapomnę - twój blog, a właściwie jego strona główna zyskała moje takie superekstraultra uznanie, że nominowałam cię do czegoś zwanego Libster Award (whatevah). Więcej informacji tu: http://galaxy-cookies.blogspot.com/p/libster-award.html
OdpowiedzUsuńPo drugie: rozdział cudowny <3 Nie mam zbytnio siły się rozpisywać, ale trzymasz klasę jak zawsze :D W sumie zdziwiłam się, że akcję z Jamiem urwałaś w takim momencie, ale cóż... Widzę za to skok akcji. Mam przeczucie, że gotuje się coś niezłego. "Jamie nie ma wąsa" to bardzo dobra argumentacja i w chuj mi się podoba. Zakończenie ujawnia, że jesteś naprawdę wielką sadystką. I to chyba tyle ode mnie. Weny życzę C:
Brak mi słów.. po takim czasie zrobiłaś wielkie wejście :D Oczywiście, bardzo żałuję, że Zeno przerwał Eliotowi, jednakże dialog pomiędzy Ben'em a Joe mnie bardzo zafascynował! ;o Uwielbiam czytać momenty, w których Ben pokazuje, że Joe nie jest mu wcale obojętny, to takie w swoim rodzaju urocze :) A zdanie : "Twoje zdanie na ten temat w ogóle mnie nie obchodzi, bo ja chcę być z tobą." spowodowało, że omal nie spadłam z krzesła ♥ Tak szczerze, nie wiem na jaką parę teraz zagłosować, jeszcze dawniej zagłosowałabym bez namysłu na Eliota i Joe'go, ale od 18 rozdziału to się zmieniło. Nie jestem pewna.. wolę poczekać na dalszy rozwój akcji, wczuwać się w miejsce bohatera oraz wczytywać się w krępujące sytuacje, w których się znajduje Moor :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mei.
O kurczę... Widzę że zaczyna się już robić poważnie. Świetnie, świetnie. Zacieram sobie rączki i czekam na rozwój. I oby nikt już im nie przerwał. Niech chociaż dojdą do etapu robótek ręcznych. Ben i Joe to będzie dobre. Żeby nie powiedzieć że niezłe. ;)
OdpowiedzUsuńBenjamiiin <3. W sumie to średnio go lubię ale w tym rozdziale był kochany (chyba mam dziwne pojęcie na temat kochaności, ale mniejsza xD). Kocham Eliota i jestem jak najbardziej za nim! Och, Zeno jest typowym przeszkadzaczem, ale też go lubię, taki zazdrośnik <3. No i Amelia z Mayą jakieś dzikie intrygi knują ;ooo bez Lucy ;ooo. Brzmi groźnie ;ooo.
OdpowiedzUsuńJoe jak zwykle życiowa sierota, nie wie co się dzieje, uwielbiam go <3.
Czekam na nowy!
Wiaderko weny <3.
Woow;) Znalazłam dzisiaj Twojego bloga i na raz przeczytałam zachłannie tę historyjkę;)Bardzo ale to baaardzo mi sie podoba, chociaz mam pare zastrzezen z mojej strony. No coz, nie rozwijam sie co do bloga i histotyjki bo ujelam to 4 slowami:) duzo weny zycze;3
OdpowiedzUsuń/E
PS. Pasuje mi to ze Joe bedzie z Benjaminem niz z mialby byc z Eliotem;<
UsuńKiedy droga Autorko bedzie nowy rozdzial? :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńoj, oj Benjamin wziął się ostro za Joe, a w zasadzie to mu narzucił to, że są parą.......
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
I nie będzie ,,Trzech panów w łóżku..."?!
OdpowiedzUsuń